Polska przekazała Ukrainie dużą partię czołgów T-72. Ma to być około 240 maszyn, które posłużą częściowemu odtworzeniu zdolności bojowych kraju. Te zostały bowiem poważnie nadszarpnięte przeszło dwoma miesiącami walk z Rosją.
Czy czołgi będą jednak skuteczne? Składa się na to kilka czynników. Po pierwsze, zgrane załogi z doświadczeniem bojowym. Po drugie, doposażenie maszyn w pancerz reaktywny (przekazane czołgi go nie posiadają). Po trzecie zaś, nowoczesna amunicja.
Właśnie amunicja jest powodem do niepokoju, o czym pisze m.in. amerykański dziennik "Washington Post". Gazeta podnosi temat umiejscowienia amunicji w maszynach i opisuje, że może to być głównym powodem malowniczych eksplozji i słynnych "latających wież" czołgów, których nagrania zalewają już media społecznościowe.
W czołgach rosyjskich magazyn amunicji umiejscowiony jest pod wieżą. Inaczej wygląda to w nowszych czołgach zachodnich, choćby w Leopardach, wykorzystywanych przez Polskę, czy Abramsach, które mają wkrótce trafić na wyposażenie sił zbrojnych RP. W tych maszynach amunicja zmagazynowana jest w wieży.
Latające wieże
Zdjęcia i nagrania wież walczących w wojnie czołgów obficie zalały internet. Olbrzymią popularność zyskał film z oderwaną wieżą, która przeleciała kilkanaście metrów, by wbić się w ziemię.
Oderwaną wieżę przedstawia także jedno z najbardziej symbolicznych zdjęć obecnej wojny. Na zrobionej z powietrza fotografii widać leżącą na polu wieżę czołgu T-72B3 - jednej z najnowocześniejszych maszyn, będących na wyposażeniu sił rosyjskich najeźdźców. Rozbita wieża przypomina czaszkę z wyszczerzonymi zębami.
Z czego wynika to, że ważące kilkanaście ton "dekle" latają jak papierowe samoloty? Jak mówi w rozmowie z o2.pl znawca broni pancernej Bartłomiej Kucharski z magazynu "Wojsko i Technika", wszystko sprowadza się do założeń, w myśl których projektowano czołgi z rodziny T-64, T-72 oraz ich dalsze, bardzo głębokie modernizacje, czyli T-80 i T-90.
Konstruktorzy wiedzieli, że najwięcej pocisków trafia w wieżę, więc wyprowadzili całą amunicję z wieży do kadłuba i silnie, na owe czasy, opancerzyli wieże. Wówczas można było liczyć na to, że trafienie w amunicję będzie skrajnie trudne, choć gdy już pocisk trafi w amunicję, faktycznie siedząca na niej załoga nie ma żadnych szans. Dziś o trafienie w amunicję jest łatwiej, gdy istnieją pociski przeciwpancerne trafiające w strop pojazdu - tłumaczy Kucharski.
Ekspert dodaje, że z wyrzutni przeciwpancernych pocisków kierowanych Spike można wręcz celować w najsłabiej opancerzone włazy. Podobnie podczas walki w zasadzce stosunkowo łatwo trafić w słabo opancerzoną burtę czołgu. Wprawdzie przeciwko lekkim granatnikom powinien pomagać pancerz reaktywny, ale wiemy z pojawiających się w sieci nagrań i zdjęć, że Rosjanie często wożą na burtach tylko puste metalowe pudełka bez właściwego pancerza wybuchowego.
"Zachodnie" znaczy "lepsze"? Nie zawsze
Jak tłumaczy Kucharski, "nie jest tak, że każdy T-64 czy T-72 wybucha po trafieniu. Znamy bowiem z Gruzji, Donbasu czy obecnej wojny zdjęcia i filmy z wielokrotnie trafianymi pojazdami, które nawet nie zawsze się zapalały", choć elektrohydrauliczne napędy wieży znakomicie wspierają zapalanie niezmodernizowanych wschodnich czołgów. Z drugiej strony jednak, ekspert wprost zadaje pytanie, czy czołgi zachodnie, jeżeli są skutecznie porażone, nie ulegają zniszczeniu.
Stare tureckie Leopardy też traciły swoje "kapelusze" w Syrii, a Arabowie tracili niszczone przez partyzantów Abramsy. Nie ma niezniszczalnego czołgu, a każda konstrukcja ma swoje wady i zalety. Przykładowo, Abrams w razie trafienia zapewnia stosunkowo najwyższą przeżywalność załodze, choć nie stuprocentową pewność, ale w zamian jest bardzo ciężki - mówi Bartłomiej Kucharski.
Zachodnie czołgi, jak Leopard 2 czy zwłaszcza Abrams, mają tzw. słabe ogniwa, które w razie trafienia w czołg mają powodować, że skutki wybuchu ulotnią się poza wóz. Bardzo to pomaga przy zapłonie materiału miotającego, ale jeżeli dojdzie do wybuchu amunicji odłamkowo-burzącej czy kumulacyjnej, różnica w stosunku do T-72 byłaby raczej niewielka dla załogi.
Nasycenie bronią przecipancerną
Na koniec, warto przypomnieć, że armia ukraińska dostała już ponad 20 tys. kierowanych i niekierowanych pocisków przeciwpancernych. Ukraińcy mieli również około 8-9 tys. własnych, a także granatniki jednorazowe i wielorazowe radzieckiej czy bułgarskiej produkcji. To potężna siła na nowoczesnym polu walki. Dla porównania, my skutecznych ppk mamy trochę ponad 3 tys. Nowoczesnych granatników natomiast może kilkaset.
Przy takim nasyceniu wojska bronią przeciwpancerną i przy tak masowym wykorzystaniu artylerii, nie ma szans, by jakiekolwiek czołgi spisywały się w Ukrainie znacząco lepiej od wozów poradzieckich. Poza tym pamiętajmy, że czołg to tylko narzędzie. Duża część strat rosyjskich wynika z błędnego wykorzystania czołgu. Rosjanie często jeżdżą po Ukrainie jak u siebie, jak na defiladzie, a przecież powinni uważać na zasadzki przeciwpancerne, artylerię czy wreszcie na ukraińskich czołgistów, którzy też zbierają "skalpy" - podsumowuje Kucharski.
Łukasz Maziewski, dziennikarz portalu o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.