James Wilton miał 17 lat, kiedy postanowił wziąć udział jako ochotnik w obronie Ukrainy przed Rosją. Nie miał do tej pory żadnego doświadczenia wojskowego. Jego historię opisuje brytyjski dziennik "The Sun". Jak czytamy, 18-latek poleciał na Ukrainę 4 miesiące przed swoją śmiercią.
Nigdy się z tym nie pogodzę. Nie chciałem, żeby tam jechał, ale był zdeterminowany. Chciał pomóc Ukrainie - powiedział Graham Wilson, ojciec 18-latka.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wojna w Ukrainie. Nie żyje 18-letni ochotnik z Wielkiej Brytanii
Jason, amerykański ochotnik, który także brał udział w tej samej misji, opisał ostatnie chwile 18-latka. Szli w szóstkę, kiedy nagle podleciały drony.
Krzyknąłem do niego: ‘Musimy się ruszyć, musimy się ruszyć!’. Wtedy dron przesunął się i zawisł 20 metrów nad mną. Wiedziałem, że to dron zrzutowy uzbrojony w bombę, a jego operator zastanawiał się, którego z nas zabić. Chciał, żebyśmy się zbliżyli, żeby móc zabić nas obu jedną bombą. Potem pojawił się kolejny dron. Powiedziałem Jamesowi, że zacznę strzelać, a on odwrócił się i powiedział: ‘Biegnę. Obaj zaczęliśmy biec, a nad nami były dwa drony - wtedy pojawił się trzeci. Kiedy dron namierzył Jamesa, on nie miał już żadnych szans - opisuje Jason.
Czytaj również: Fanatyzm żołnierzy Kima w Ukrainie. Media: "mięso armatnie"
Zaledwie 30 metrów od linii okopów doszło do wybuchu. Około 20 minut potem Jason wrócił na pole walki, by zabrać ciało przyjaciela. Sam został ranny w stopę. James Wilton został skremowany na Ukrainie 24 lipca ubiegłego roku. Dopiero teraz wychodzi na jaw prawda o jego tragicznej śmierci.
Zmarły Brytyjczyk pozostawił w kraju rodziców oraz rodzeństwo: 22-letnią Sophie i 21-letnią Sarah. - Zabrałem jego prochy do domu, ale może wrócę, by je tam rozsypać. Myślę, że tego by chciał - zastanawia się ojciec 18-latka.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.