Na początku sierpnia policja interweniowała przy ul. Wyszyńskiego w Siedlcach. Koleżanka matki znalazła trzyletnią dziewczynkę martwą. Była wychudzona i zaniedbana do tego stopnia, że nie rozpoznał jej biologiczny ojciec. Para rozstała się, kobieta miała utrudniać ojcu kontakt z dzieckiem. Sama zainteresowana twierdziła, że nie otrzymywała z jego strony żadnej pomocy, ponieważ skarżył się na brak czasu. Klaudia G. była w związku z innym mężczyzną, który prawdopodobnie unikał wizyt w domu partnerki.
Śledczy zatrzymali 25-letnią matkę Klaudię G. Usłyszała zarzut znęcania się nad osobą nieporadną ze względu na stan zdrowia i na wiek oraz nieumyślne doprowadzenie do śmierci dziecka. Dziewczynka od urodzenia zmagała się z kilkoma schorzeniami, była niepełnosprawna ruchowo. Jak opowiada Adrian Wysokiński, zastępca Prokuratura Rejonowego w Siedlcach, jej mama, składając wyjaśnienia, płakała.
Jeszcze w tym tygodniu prokuratura ma poznać wyniki sekcji zwłok, która została przeprowadzona 6 sierpnia. Od tego, co znajdzie się w dokumencie, zależą dalsze kroki śledczych. Obrońca kobiety ma złożyć zażalenie na zastosowanie trzymiesięcznego aresztu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragedia w Siedlcach. "Przechodzi ludzkie pojęcie"
Media donosiły, że do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej (GOPS) w Siedlcach zgłoszono sprawę złej sytuacji w rodzinie 3-letniej dziewczynki. Jak jednak informowano, Klaudia G. miała wcześniej otrzymać informację o szykowanej kontroli i odpowiednio się do niej przygotować.
To absolutna nieprawda. Kontrola była niezapowiedziana i odbyła się w czerwcu ponad rok temu. Gdy nasze pracownice odwiedziły rodzinę, dziewczynka akurat jadła, była zadbana. Nie było nieprawidłowości, nie było podstaw do kontroli. Matka opiekowała się, dziecko miało zabawki, pomagała też babcia - przekazuje w rozmowie z o2 Karina Khattak, kierowniczka GOPS w Siedlcach.
Jak ustaliśmy, przez długi czas rodzina mieszkała we wsi Stare Opole, 8 km od Siedlec. - Rozmawiałem z paniami, które były wtedy na kontroli. Zapewniają, że nie działo się nic niepokojącego - dodaje Henryk Brodowski, wójt gminy Siedlce. - Nikt potem nie zgłaszał zaniedbań, gmina nie sprawdzała, bo nie było podstaw. To straszne, że takie rzeczy się dzieją. To bardzo przykre nie tylko dla nas, ale i dla całej społeczności.
Ludzie we wsi nie mogą wyjść z szoku. To niewielka miejscowość licząca ok. 900 mieszkańców, gdzie niemal wszyscy się znają. Ta kobieta tu mieszkała od dziecka, miała wielu znajomych. Wszystko było dobrze, chodziła z dziewczynką na spacery, zawsze się witała, mówiła "dzień dobry", mieszkała z bratem i rodzicami, ale potem każdy się wyprowadził. To w mieście musiało się wydarzyć coś bardzo złego. Przechodzi to ludzkie pojęcie - dodaje w rozmowie z o2.pl Wiesław Kosyl, sołtys wsi Stare Opole.
Rodzina przed kilkoma miesiącami miała zamieszkać w Siedlcach, gdzie doszło do tragedii. Piotr Woźniak, naczelnik gabinetu prezydenta, wskazuje, że miasto nie miało wiedzy na temat obecności rodziny. I podkreśla, że każdy, jeśli tylko wie o jakichś niepokojących sytuacjach, może zgłosić się anonimowo do miejscowego Ośrodka Interwencji Kryzysowej.
Czytaj więcej: Tragedia w Mikołowie. Nie żyje 11-latka. Wiemy, co z matką
Mateusz Kaluga, dziennikarz o2.pl