To miało trwać dwa dni. Szybka operacja wojskowa, zakończona rosyjskim sukcesem. Z dwóch dni zrobiły się dwa lata. W tej wojnie każdego dnia ukraińskie miasta znajdują się pod ostrzałem, a śmierć ponoszą cywile. Ukraina, wyczerpana walką, wciąż stawia opór. Wołodymyr Petraniuk dobrze pamięta ten dzień w lutym 2022 roku.
Obudziliśmy się o czwartej nad ranem. Bomby zaczęły wybuchać w Kijowie. To w ogóle takie przyzwyczajenie u Putina, i Stalin tak robił, i Hitler – że atakuje się nad ranem, kiedy człowiek jest w półśnie, zaspany i nie wie, co się dzieje – opowiada w rozmowie z "Super Expressem".
On i wielu innych tego dnia stawili się w komisariacie wojskowym, żeby zgłosić chęć do walki. W ciągu dwóch lat przyzwyczaili się do alarmów przeciwlotniczych. Nie schodzą już do schronów. Starają się prowadzić iluzoryczne normalne życie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale są sytuacje, które zapadają w pamięć, na których nie da się przejść do porządku dziennego.
Najstraszniejsze w tym wszystkim są martwe dzieci - wyznaje Petraniuk.
Za pokój oddałby swoje życie
Gdyby mógł położyć kres wojnie, poświęciłby własne życie. W rozmowie z Super Expressem dyrektor kijowskiego teatru wyznaje, że mógłby nawet sięgnąć po morderstwo, gdyby to miało oznaczać koniec Putina.
Wiem, że wszystkim byłoby lepiej. Nie wiem, kiedy ta wojna się skończy, ale na pewno ten kielich biedy i bólu kiedyś się przeleje. W mojej ocenie to może nastąpić za rok, za dwa lata albo i więcej – wyznaje.
Dodaje jednak, że nie tylko sam Putin jest problemem. Jego zdaniem w Rosji panuje "zbiorowy Putin", choć ten uosobiony jest sercem całego tego zła.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.