Małżeństwo z Warszawy pozostawiło dzieci samotnie w swoim mieszkaniu. Para z Mokotowa chciała podróżować po Europie i w liście pożegnalnym podkreślała, że jest dumna z swoich synów.
Ostatecznie Adama i Anetę J. udało się odnaleźć po kilkunastu dniach w Czechach. Jaka będzie ich przyszłość? Czy zapłacą za nieodpowiedzialne zachowanie?
Porzucili dzieci. Co stanie się z małżeństwem z Warszawy?
Adam i Aneta J. mają dwoje dzieci. Młodszy z synów niedługo skończy 16 lat. Starszy wkrótce ukończy 18. rok życia. W momencie zdarzenia obaj nie byli samodzielni finansowo i nie mieli zdolności do czynności prawnych. Lada moment sytuacja się zmieni, bo jak zauważył "Fakt", będąc pełnoletnim, starszy z synów będzie mógł opiekować się swoim bratem.
Małżeństwo z Warszawy porzuciło dzieci, by móc swobodnie podróżować. Najpierw widziani byli w Tatrach - zarówno po polskiej, jak i słowackiej stronie. Później pojawili się w czeskiej Pradze i zadeklarowali chęć powrotu do ojczyzny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Chłopcy, jesteście dzielni. Poradzicie sobie w życiu. Jesteśmy z was dumni" - napisało małżeństwo w liście pożegnalnym, a ich zachowanie oburzyło miliony Polaków. Adam i Aneta J. nie powrócili dotąd do dzieci, a prokuratorzy nie postawili im żadnych zarzutów.
Czytaj także: Śmiertelne powodzie w Chinach. Jest kilkadziesiąt ofiar
"Fakt" ustalił, że rodzice nie są formalnie stroną żadnego postępowania. Nie są też poszukiwani listem gończym. - Na razie nie są o nic podejrzewani - powiedział prokurator Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Chociaż początkowo rodzice deklarowali chęć powrotu do kraju, to śledczy nie mają informacji, aby do tego doszło. - Gdyby pojawili się w domu, na pewno o tym byśmy już wiedzieli - podkreślił prokurator Banna.
Zgodnie z art. 210 kodeksu karnego, porzucenie osoby poniżej 15. roku życia zagrożone jest karą od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. Czy rodzice usłyszą taki zarzut? Niekoniecznie. - To nie są małe dzieci, jeżeli obaj są sprawni fizycznie i intelektualnie, to nie ma powodów, aby stwierdzić, że zniknięcie rodziców naraziło ich na utratę życia lub zdrowia. Szczególnie że od początku mieli wsparcie dalszej rodziny i znajomych - powiedział "Faktowi" mecenas Piotr Chmielewski.
Zdaniem adwokata, "w tej chwili rodzice czują się bezkarni" i "raczej nie poniosą żadnej odpowiedzialności". - Myślę, że gdyby wiedzieli, że grozi im odpowiedzialność karna, nie zdecydowali się taki ruch - dodał Chmielewski.
Co więcej, gdyby rodzice z Warszawy ostatecznie wrócili do Polski, to najpewniej sąd zgodziłby się na to, aby mogli się dalej opiekować swoimi dziećmi, choć najpewniej musieliby to robić pod opieką kuratora.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.