O śmierci Romana Akimowa pisaliśmy już w ubiegłym tygodniu. Teraz w tej poruszającej sprawie pojawiły się nowe szczegóły. Postanowiły o nich opowiedzieć matka zmarłego chłopaka Jewgienija Akimowa, oraz jego siostra Natalia Wakar. W rozmowie z portalem sibreal.org kobiety wytłumaczyły m.in., dlaczego nastolatek w tak młodym wieku zdecydował się jechać na front.
Od zawsze marzył o wojsku
Roman urodził się i wychował w małej wiosce Szapkino w regionie Jeniseju. Krewni twierdzą, że zawsze dużo czytał, lubił książki historyczne, zwłaszcza wojskowe. Od wczesnego dzieciństwa planował zostać wojskowym, jeszcze przed pójściem do szkoły zaczął uczyć się o sprzęcie wojskowym, broni. Marzył o służbie kontraktowej i studiach na uczelni wojskowej.
Roma była bardzo miłą i bystrą osobą. Nigdy nikogo nie uraził, chronił młodszych, szanował starszych. Nigdy nie mieliśmy z nim problemów, jego zachowanie w szkole zawsze było dobre, w domu zawsze był na czas, nie pił, nie palił. Był bardzo odpowiedzialny i uczciwy - wyznała mama żołnierza.
10 grudnia 2021 r. Roman wyjechał do wojska. Siostra Roman wyznała, że mimo namów jego bliskich do zrezygnowania z kontraktu dotyczącego wyjazdu do Ukrainy, 18-latek postanowił go podpisać. 15 grudnia był już w punkcie tranzytowym. W marcu powiedział swoim bliskim, że walczy pod Charkowem.
Próbowałam mu wytłumaczyć, że może lepiej najpierw żyć życiem studenckim, rozejrzeć się. Ale odpowiedział, że jest już dorosły i chce podejmować własne decyzje. Oczywiście ani on, ani my w grudniu nie podejrzewaliśmy, że stanie się coś złego - powiedziała Natalia.
Uspokajał bliskich
Jeszcze przed podpisaniem umowy Roman obiecał matce, że za pół roku przyjedzie na urlop, a w kwietniu lub czerwcu wróci na krótko do domu.
Powiedział też, że będzie mógł mieszkać nie w koszarach, jak wszyscy faceci, ale wynająć mieszkanie i oczywiście dostanie pensję. Ale nie był tak zainteresowany pieniędzmi, ale tym, że żołnierz kontraktowy to zupełnie inny status - wyjaśniła siostra Romana
Podczas ostatniej rozmowy z rodziną, która odbyła się 15 marca, Roman uspokoił bliskich, że jest "żywy, zdrowy, dobrze odżywiony, ubrany, obuty". Jego głos, jak wydawało się jego matce, był pełen werwy
Poprosiłam go, żeby nie był bohaterem, powiedziałam, że czekamy na niego w domu i kochamy go. Brzmiał wesoło. Ale kto wie, jak było naprawdę - stwierdziła smutno Jewgienija.
Czytaj także: Pocisk trafił w firmę energetyczną. Wybuchł wielki pożar
Nagle przestał oddzwaniać
Później chłopak przestał oddzwaniać. - Znaleźliśmy numer do dowódcy oddziału, przebiliśmy się, odpowiedział, że nie ma go na liście poległych, ale też nie ma go w szeregach - powiedziała siostra chłopaka.
31 marca mama Romana otrzymała telefon z wojskowego biura rejestracji i rekrutacji w Jeniseju. Urzędnicy poinformowali kobietę, że musi wykonać test DNA. Podejrzewali, że jeden z poległych to jej syn. Pani Jewgenija pojechała do Krasnojarska i oddała próbkę do badań.
10 kwietnia urzędnicy zadzwonili i powiedzieli, że dopasowanie DNA wynosi 99,8 proc. Ciało dotarło do rodziny dopiero 14 kwietnia. Dzień później chłopak został pochowany.
Oczekiwanie było tak bolesne, że nie można wyrazić tego słowami. Nie życzę tego wrogowi - wyznała mama zmarłego.
Jak oświadczyli przedstawiciele rosyjskiej armii na pogrzebie, chłopak zginął 17 marca w pobliżu Izium, poległ tam cały rosyjski pluton. Roman doznał oparzeń termicznych, które pokryły 90 proc. powierzchni ciała. - Żadnych więcej szczegółów. Trumna była zamknięta, dlatego prawdopodobnie nadal nie możemy w pełni uświadomić sobie, że Roma odszedł - powiedziała Natalia.
Do tej pory zarówno moją matkę, jak i mnie dręczy pytanie, dlaczego dokładnie tam, pod Izium, w tym czasie, i dlaczego to właśnie on umarł? Tak, marzył o służeniu ojczyźnie, chciał tego, ale nie w ten sposób. Dla nas był najjaśniejszą osobą na świecie, wszyscy, którzy go znali w naszej wiosce, mówią o nim tylko w ten sposób - dodała siostra poleglego żołnierza.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.