Bob Junior był prawdziwym królem lwów. Budził postrach wśród swoich rywali, którymi rządził przez ostatnie 7 lat. Pomagał mu w tym jego brat Tryggve. W sobotę 11 marca kilku młodszych osobników zaatakowało oba lwy i je zabiło.
Do ataku doszło w regionie Serengeti w Tanzanii. Fredy Shirima, konserwator przyrody Serengeti, powiedział BBC, że lwy chciały obalić Boba Juniora, co jest zupełnie naturalne w ich środowisku.
Do takich incydentów zwykle dochodzi, gdy głowa stada się starzeje lub czasami, gdy inne samce lwów nie są zadowolone z jego kontroli nad dużym terytorium – powiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Bob Junior nie jest jedyną ofiarą ataku. Zakłada się, że jego brata spotkał ten sam los, ale wciąż nie zostało to potwierdzone. Shirima dodał, że obaj zginęli w oddzielnych, ale skoordynowanych atakach.
Bob Junior miał około 10 lat. Został nazwany na cześć swojego ojca — Boba Marleya. Cieszył się statusem celebryty, ponieważ podczas wycieczek zawsze łatwo go było dostrzec i podchodził dość blisko turystów, bez stwarzania zagrożenia - mówi Shirima.
Czytaj także: 2-latek znalazł to w ogródku. O krok od tragedii
Bob Junior podobno nie walczył, kiedy został zaatakowany. Lokalni urzędnicy zajmujący się dziką przyrodą przygotowują specjalny pochówek dla króla lwów. Konkretna data nie została jeszcze ustalona, ale ma to nastąpić w najbliższym czasie.
Serengeti w północnej Tanzanii jest wyjątkowym miejscem, w którym znajduje się kilka parków przyrody oraz Ngorongoro - obszar wpisany na listę UNESCO. Jest to także jedno z największych skupisk dużych drapieżników na świecie. To dom dla ponad 3 tys. lwów, 1 tys. lampartów afrykańskich oraz około 8 tys. hien cętkowanych. Występują tu także gepardy oraz bawoły.