W poniedziałek na ulice Bangkoku wyszedł wielotysięczny tłum. Obywatele Tajlandii protestowali przeciwko królowi Maha Vajiralongkornowi. Demonstranci domagali się również ustąpienia obecnego premiera Prayutha Chan-ocha oraz zmiany konstytucji.
Czytaj także: Tajlandia oszalała. Król pokazał oficjalną kochankę
Protesty w Tajlandii. Maszerowali na niemiecką ambasadę
Protesty w Tajlandii trwają od trzech miesięcy. Poniedziałkowa demonstracja była jedną z największych. Główną rolę wśród protestujących odgrywają studenci.
Mamy trzy żądania. Po pierwsze, premier musi ustąpić. Po drugie, chcemy nowej konstytucji wywodzącej się od ludzi, a nie od rządu. Wreszcie, chcemy także zreformować monarchię – powiedział jeden z protestujących.
Protesty rozpoczęły się od żądania usunięcia premiera Prayutha Chan-ochy. Polityk był wcześniej generałem tajskiego wojska, doszedł do władzy w wyniku zamachu stanu w 2014 roku. Demonstranci oskarżają Prayutha o sfałszowanie wyborów w 2019 roku.
Teraz demonstranci skupili swoją uwagę także na królu Tajlandii. Maha Vajiralongkorn często przebywa w niemieckich hotelach. Ma spędzać tam czas chętniej, niż w swoim kraju.
Protestujący postanowili udać się w kierunku ambasady Niemiec. Domagali się od niemieckich władz zbadania, co robił monarcha podczas pobytu w Bawarii. Obywatele Tajlandii zarzucają mu wtrącanie się w politykę tajskiego rządu.
Demonstranci oskarżają tajskiego monarchę także o przyzwolenie na przejmowanie w kraju władzy przez wojskowych dowódców. Problematyczne są także wysokie wydatki króla na wizyty w Europie. Pandemia koronawirusa mocno uderzyła bowiem w tajską gospodarkę, w dużym stopniu zależną od turystyki.
Król Tajlandii często bywa w Niemczech. To problem dla kraju
Minister spraw zagranicznych Niemiec Heiko Mass stwierdził, że kraj przygląda się zachowaniu tajskiego króla. Częste wizyty monarchy stają się coraz większym dyplomatycznym problemem dla Niemiec. Szef MSZ dodał, że to niedopuszczalne, aby Maha Vajiralongkorn sprawował władzę w Tajlandii przebywając w Niemczech.
Monitorujemy to długoterminowo. Jeżeli zobaczymy, że dzieje się coś nielegalnego, będziemy natychmiast interweniować – powiedział Heiko Maas.
Masowe protesty przeciwko królowi znacząco przesuwają granice wolności słowa w kraju. Krytykowanie monarchii należy bowiem w Tajlandii do rzadkości. Czyn ten jest surowo zabroniony, a osobom wypowiadającym się niepochlebnie o rządzącej dynastii może grozić nawet 15 lat więzienia.
16 października tajska prokuratura postawiła zarzuty dwóm demonstrantom. Kilka dni wcześniej krzyczeli oni z dezaprobatą podczas przejazdu kolumny pojazdów z królową Suthidą. Aresztowani mężczyźni usłyszeli zarzuty dotyczące użycia przemocy wobec monarchini.
Po tym incydencie, członkowie opozycji oskarżyli premiera Prayutha o próbę wykorzystania monarchii do utrzymania władzy. Na specjalnym posiedzeniu tajlandzkiego parlamentu, mającym na celu rozwiązanie kryzysu, przeciwnicy premiera Prayutha wezwali go do zaprzestania wykorzystywania monarchii do usprawiedliwiania swoich działań. Wezwali go również do rezygnacji.
Proszę zrezygnować, a wszystko się dobrze skończy – powiedział Sompong Amornvivat, lider opozycyjnej partii Pheu Thai.
Czytaj także: Tajlandia. Tajemnicza śmierć modelki
Obejrzyj także: Apel o pomoc Polakowi więzionemu w Tajlandii