Pochodzący z Mińska mężczyzna jest specjalistą ds. sprzedaży. Biegać zaczął pięć lat temu. Najpierw był maraton charytatywny, ale Simonow szybko złapał bakcyla i dostał się do szkoły, która przygotowywała chętnych do biegania większych maratonów.
Po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku Białorusini wyszli na ulice, aby zaprotestować przeciwko reżimowi Łukaszenki. Wśród protestujących był także Simonow.
Biegałem po dzielnicy z flagą, chodziłem na marsze podwórkowe, rysowałem. W zeszłym roku otrzymałem wezwanie do "porozmawiania" o zdjęciach w mediach społecznościowych, ale wszystko skończyło się rozmową telefoniczną - tłumaczy Wadim, którego cytuje "Nasza Niwa".
To nie był jednak koniec. Simonow stał się niewygodny dla władzy. Protestował, jak mógł. W pewnym momencie wpadł na pomysł, aby swoje trasy biegowe układać w taki sposób, aby tworzyły konkretne obrazy na zdjęciach GPS. Tak wyraził m.in. poparcie dla Ukrainy w wojnie z Rosją.
Musiał uciekać z kraju
W zeszłym tygodniu mężczyzna otrzymał kolejne wezwanie do skrzynki pocztowej. Jak mówi, dostał "zaproszenie" do sądu w sprawie administracyjnej. Simonow bał się konsekwencji, w tym pobytu w więzieniu. Zdając sobie sprawę, co takie wezwanie może oznaczać, Simonow wyjechał z Białorusi do Tbilisi.
Jak twierdzi mężczyzna, z Białorusi musiał wyjechać w "10 minut", biorąc ze sobą tylko plecak i buty do biegania. W Tbilisi nowe życie rozpoczęło się od biegu na 10 km.