Przypadek Peru, służy nieraz przeciwnikom wprowadzania obostrzeń do wskazywania, że i tak nie mają one większego wpływu na rozwój epidemii. W tym południowoamerykańskim kraju potwierdzono już niemal 124 tysiące przypadków COVID-19 oraz ponad 3600 przypadków śmiertelnych. Jak jednak twierdzą obserwatorzy sytuacji w tamtym kraju, problemem jest fakt, że do regulacji mało kto się stosuje - często dlatego, że jest to niemożliwe
W czasie, gdy prezydent Brazylii Jair Bolsonaro nazywał pandemię koronawirusa histerią i wzbraniał się przed wprowadzaniem jakichkolwiek ograniczeń, w Peru istniały one już od dłuższego czasu. Już 15 marca rządzący tam Martin Vizcarra wprowadził stan wyjątkowy, zamykając granie i wprowadzając obowiązek kwarantanny, a miesiąc później godzinę policyjną. Mimo to, od tamtego czasu liczba przypadków wzrosła dziesięciokrotnie.
Zobacz także:
Koronawirus w dzielnicach biedy
Jak jednak mówił CNN dr Elmer Huerta, ogromne nierówności ekonomiczne sprawiły, że obostrzenia na niewiele się zdały. Miliony Peruwiańczyków żyje w slumsach, zwłaszcza na przedmieściach stołecznej Limy. Tylko 49 procent z nich posiada lodówkę, co uniemożliwia gromadzenie zapasów i zmusza ludzi do wychodzenia z domów. Zakupy spożywcze robi się często na niezbyt higienicznych targach za gotówkę.
Tu pojawił się kolejny problem, ponieważ, zgodnie z danymi peruwiańskiego banku centralnego, tylko 38 procent obywateli posiada konto w banku, a jeszcze mniej kartę bankomatową. Wobec tego w punktach odbioru wypłat, a także w placówkach bankowych tłoczyły się ogromne ilości ludzi. Największe tłumy można było zaobserwować w urzędach państwowych, gdzie w gotówce wypłacano ludziom zapomogi związane z trudnościami finansowymi.
Ten wirus uświadomił nam, jak ważne są kwestie społeczno-ekonomiczne. Nie da się unikać tłumów, jeśli nie możesz zostać w domu - mówi Huerta.
Jak z kolei twierdzi Kristian Lopez Vargas, peruwiański ekonomista pracujący w USA, prawie 3/4 całej peruwiańskiej gospodarki to szara strefa - często handel i usługi uliczne. W takiej sytuacji pilnowanie, aby przestrzegane były obostrzenia jest właściwie niemożliwe. Zwłaszcza, że policja rzadko obecna jest w gorszych dzielnicach wielkich miast, które są głównymi ogniskami choroby w kraju.
Przykład Peru pokazuje, jak bardzo w krajach, gdzie rzesze ludzi żyją stłoczone w podmiejskich dzielnicach biedy, trudne jest zapobieżenie rozwojowi epidemii. Obecnie jest to problem nie tylko krajów latynoamerykańskich (choćby Brazylii, Meksyku czy Chile)
ale też np. Indii, Bangladeszu czy Indonezji. Niezależnie od tego jaka jest oficjalna polityka rządu.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.