Koszt miecza (jak chwaliła się spółka Enea) to pół miliona złotych. Podarunek będzie elementem ekspozycji muzeum "Pamięć i Tożsamość" w Toruniu, którego otwarcie planowane jest na jesień tego roku.
Niektórzy powątpiewali w autentyczność prezentowanego artefaktu ze względu na jego świetne zachowanie. Zabytek został jednak dobrze sprawdzony przed zakupem. Do ekspertyzy miecza dotarł Fakt.
Miecz, według informacji Faktu, nabyto pięć lat temu ze zbiorów arystokratycznej kolekcji z Niemiec. Od razu zamówiono ekspertyzę u cenionego, niemieckiego biegłego, który jest wybitnym znawcą broni z czasów średniowiecza i nowożytności.
Wiek broni możemy datować na 950-1050 rok. Czas jej produkcji można ocenić na podstawie głowicy. Szczególnie cenne i oryginalne dla tego okazu są złote inkrustacje w tzw. zbroczach po obu stronach - informuje badacz w przygotowanej ekspertyzie.
Co mówi ekspertyza? Nie ma wątpliwości!
Według eksperta "miecz powinien trafić do kolekcji publicznej". Niemiecki naukowiec podkreśla, że stan żelaznej broni z czasów średniowiecza jest perfekcyjny jak na datę powstania.
To żelazny miecz. Zachowały się jego obszerne skórzane i drewniane fragmenty rękojeści, co nie zdarza się często - wskazuje ekspertyza, do której dotarł Fakt.
Przypomnijmy, że miecz został zaoferowany do muzeum o. Tadeusza Rydzyka, ale placówki nie było stać na tak duży wydatek. Dopiero zaangażowanie rządu PiS, ministra Jacka Sasina i spółki Enea doprowadziły do zakupu.
Czytaj także: Morawiecki znów mówi o reparacjach. Te słowa padły w rocznicę wybuchu II wojny światowej
Historycy byli zbulwersowani postępowaniem rządzących z niewątpliwie bardzo wartościowym i symbolicznym eksponatem muzealnym.
Wielu badaczy podkreślało, że tego rodzaju zabytków nie wolno dotykać gołymi rękoma. Żelazo nie powinno mieć kontaktu z ludzkim ciałem, aby nie degradować się np. przez pot.