W czasie pandemii kolędy wyglądały zupełnie inaczej niż tradycyjnie. Parafianie zgłaszali się do duchownych z chęcią "zamówienia" wizyty duszpasterskiej w określonym terminie. Zrezygnowano z chodzenia od domu do domu.
Po pandemii wierni zastanawiają się, jak kolęda będzie wyglądała w tym roku. Pojawiła się informacja, że w wielu miejscach duchowni nadal będą realizować formułę "kolędy na zamówienie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapytaliśmy księży, co sądzą o takim sposobie realizacji wizyty duszpasterskiej. Okazuje się, że - wbrew doniesieniom - wielu wraca do tradycyjnej formuły.
W rozmowie z o2.pl krytycznie co do kolędy "na zamówienie" odniósł się ks. Bogdan Bartołd. Proboszcz archikatedry św. Jana w Warszawie uważa, że "to duchowny ma przyjść do parafianina, a nie parafianin ma prosić się o kolędę".
Czytaj także: Polacy odetchnęli z ulgą. Nowe zasady kolędy
Ja nie oceniam tego pomysłu, ale w naszej parafii jest inaczej. Będziemy chodzić do wiernych, bo w ten sposób poznajemy naszych parafian, możemy się wraz z nimi pomodlić. To chodzenie od drzwi do drzwi jest wypełnieniem wyzwania papieża Franciszka - mówi nam ks. Bartołd.
Kto najczęściej czeka na wizytę duszpasterską?
Duchowny dodaje, że "na wizytę czekają szczególnie osoby starsze i schorowane, które nie są przyzwyczajone do zamawiania kolęd".
Ja myślę ewangelicznie. Dopiero na kolędzie widzę osoby, które np. potrzebują pomocy. Poznaje swoich parafian. Tylko 10 procent wszystkich uczęszcza regularnie na mszę. Kolęda pomaga dotrzeć do wiernych, zachęcić ich do udziału w nabożeństwie - dodaje proboszcz archikatedry św. Jana w Warszawie.
Czytaj także: Egzorcysta: Harry Potter i joga otworzą cię na diabła
Zaskoczone osoby, które odzwyczaiły się od kolęd w standardowym trybie, mogą liczyć na wsparcie proboszcza. W rozmowie z o2.pl ks. Bartołd podkreśla, że "możliwe jest np. ustalenie innego terminu wizyty duszpasterskiej". Duchowny dodaje, że na palcach jednej ręki mógłby policzyć osoby, które są dla niego niegrzeczne czy wulgarne.
Nawet jak ktoś odmawia, robi to z kulturą. Nic złego się nie dzieje - twierdzi proboszcz.
Zapytaliśmy też duchownego o wysokość datków na kolędę. Czy te powinny być wyższe niż we wcześniejszych latach?
Czytaj także: Skandal na mszy. Ksiądz z ambony o biciu kobiet
Nie ma czegoś takiego jak "cennik". Jeżeli ktoś ma ochotę, składa ofiarę. Nie składa? Nie ma najmniejszego problemu. Niekiedy ktoś na klatce szuka księdza, bo nie wziął koperty. To nie jest najważniejsza sprawa! Jeżeli ktoś chce złożyć ofiarę, to fajnie, ale nie jest to istotne. Najważniejsza jest modlitwa, rozmowa z parafianami - kończy ks. Bartołd
Podobne zdanie dotyczące sposobu realizacji kolęd ma ks. Wojciech Murawski, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Złejwsi Wielkiej (pow. toruński).
Już rok temu wróciłem do tradycyjnej formy kolędy. Umożliwia kontakt z parafianami, poznanie nowych osób, a niekiedy przekonanie do uczestnictwa w życiu Kościoła. Nawet namówienie jednej rodziny to sukces. W przypadku kolędy "na życzenie" nie ma takiej możliwości - mówi nam ks. Murawski.
Proboszcz podtoruńskiego kościoła wskazuje, że taka formuła ewentualnie mogłaby przyjąć się w dużych miastach, gdzie jest wiele mieszkań i nie zawsze mieszkańcy przyjmują księdza. Jest jednak zwolennikiem odwiedzania każdego.
Nie warto zamykać się na nowe osoby. Może ktoś się wprowadził? Może chciałby porozmawiać z księdzem, ale nie wie, od czego zacząć? Kolęda to zawsze szansa na kontakt z parafianami - dodaje ks. Murawski.
Marcin Lewicki, dziennikarz o2