Ta informacja wywołała niemałą sensację. W nocy z 21 na 22 marca firma, która prowadzi roboty budowlane w krakowskiej Nowej Hucie, zarejestrowała zniknięcie defektoskopu - urządzenia wykorzystywanego do wykrywania ubytków w nawierzchni dróg.
Nie chodzi tu o zaginięcie zwykłego sprzętu. Defektoskop zawiera promieniotwórczy selen i stanowi zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi.
Urządzenie nie jest małe, waży ok. 6-8 kg, ma około 30 cm długości, 20 cm wysokości i 15 cm szerokości. Mimo to poszukiwania idą jak po grudzie. O postępach w sprawie, a raczej - ich braku, informuje "Gazeta Krakowska".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Co się stało z defektoskopem? Fałszywe tropy
Krakowscy śledczy od początku brali pod uwagę różne scenariusze. Podjęto zakrojone na szeroką skalę działania. Przesłuchano świadków, przeszukano skupy złomu w Krakowie i pod miastem, przejrzano też monitoring pojazdów komunikacji miejskiej. Do miasta sprowadzono również pojazd Państwowej Agencji Atomistyki ze specjalistycznym sprzętem, który miał pomóc w poszukiwaniach. Po defektoskopie wciąż nie ma ani śladu.
Nie pomógł nawet fakt, że firma, do której należy urządzenie, wyznaczyła za jego znalezienie (lub przyczynienie się do znalezienia) nagrodę w wysokości 5 000 zł.
Dostaliśmy trzy informacje o miejscu, gdzie mógł znajdować się defektoskop. Jednym z nich była budowa w okolicy al. 29 Listopada. Jeden z pracowników twierdził, że na terenie budowy znajduje się urządzenie przypominające to, które widział w mediach. Okazało się jednak, że to nie był defektoskop. Podobnie w dwóch kolejnych przypadkach - mówi "Gazecie Krakowskiej" Piotr Szpiech.
W związku z zaginięciem urządzenia zatrzymany został 33-letni pracownik firmy, któremu zarzucono nieodpowiedni nadzór nad sprzętem.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.