W Sosnowcu odkryto wyjątkowy grób cadyka Elazara Rosenfelda, znanego także jako Eluzerl Oshpitziner. Cadyk, w tradycji chasydzkiej, jest wzorem duchowego przewodnika, uosobieniem pobożności i źródłem religijnej mądrości. Często przypisywano im również nadprzyrodzone zdolności, takie jak uzdrawianie, dlatego ich groby stają się miejscami pielgrzymek i duchowego kultu.
Czytaj także: Poszli pod areszt. "Przywitaliśmy pięknie Buddę"
Chasydyzm, będący jednym z mistycznych ruchów w judaizmie, narodził się w XVIII wieku w Europie Wschodniej, a jego głównym celem była odnowa religijna i duchowa swoich wyznawców, oparta na głębokiej wierze i radości płynącej z modlitwy. Cadykowie, będący duchowymi przywódcami tego ruchu, zyskiwali szczególną pozycję w społeczności, nie tylko jako nauczyciele, ale i uzdrowiciele dusz i ciał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odkrycia grobu dokonał Meir Bulka, założyciel fundacji J-nerations, która zajmuje się ochroną żydowskich miejsc pochówku w Europie Wschodniej. Bulka poinformował, że cadyk Elazar Rosenfeld wyjechał w 1936 roku do Palestyny, ale ze względu na problemy zdrowotne powrócił do Polski. Jak informuje "Gazeta Wyborcza", przyjechał do Sosnowca, gdzie zmarł.
W tamtym okresie sytuacja polityczna i społeczna była trudna, a ukrywające go osoby nie mogły zorganizować oficjalnego pogrzebu z obawy przed represjami. Z tego powodu ciało cadyka zostało potajemnie pochowane w piwnicy jednego z domów. W grobie zostawiono słoik z karteczką, na której zapisano imię, nazwisko oraz datę jego śmierci, by później można było zidentyfikować zmarłego.
Piwnica w Sosnowcu miejscem kultu?
Meir Bulka w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" zaproponował, aby piwnica, w której pochowano cadyka, stała się miejscem modlitwy dla chasydów. Jego zdaniem, lokatorzy kamienicy nie powinni odczuwać dyskomfortu z powodu tych modlitw, ponieważ byłyby to ciche ceremonie, odbywające się jedynie kilka razy w roku, a nie codziennie.
Przywołuje tu przykład Lelowa, oddalonego o 70 km od Sosnowca, gdzie znajduje się grób cadyka Dawida Bidermana. Co roku, w rocznicę jego śmierci, miejsce to odwiedzają Żydzi, a mieszkańcy są zadowoleni, że Lelów zyskuje rozgłos dzięki tej tradycji.
Nie brakuje jednak głosów sprzeciwu. Jeden z mieszkańców stwierdził, że jest zmęczony ciągłymi pielgrzymkami. "Jak zaczynają się uroczystości, to aż się ziemia trzęsie" - powiedział portalowi sosnowiec.wyborcza.pl.