Jak podaje niezależny rosyjski portal Meduza, w 2017 roku Guiva podpisała umowę na ukierunkowane szkolenie na uczelni. Oznaczało to, że po ukończeniu studiów była zobowiązana do przepracowania co najmniej trzech lat w placówkach należących do Południowego Okręgowego Centrum Medycznego Federalnej Agencji Medyczno-Biologicznej Rosji.
W zamian za to otrzymywała wsparcie finansowe w postaci stypendium naukowego, które łącznie wyniosło 168 500 rubli (ponad 7 000 złotych). Po zakończeniu studiów, Valeria Guiva nie podjęła jednak pracy w wyznaczonej placówce. Zamiast tego, od lipca 2023 roku, jest zatrudniona jako kierownik apteki "Fialochka" w Petersburgu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Odmówiła pracy w Mariupolu. Została ukarana
Obrona argumentowała, że uniwersytet nie wywiązał się z obowiązku zapewnienia jej pracy w Szpitalu Klinicznym w Rostowie, który pierwotnie wskazano jako miejsce zatrudnienia. Zamiast tego zaproponowano jej pracę w Mariupolu – mieście zniszczonym przez rosyjską inwazję, gdzie nadal trwają działania wojenne. Guiva odmówiła, uznając, że podjęcie tam pracy wiąże się z realnym zagrożeniem dla jej życia.
Jak podaje portal "Meduza", sąd jednak nie uznał tych argumentów za wystarczające. Orzekł, że absolwentka "nie miała i nie ma zamiaru" podjąć pracy w oddziale FMBA w Mariupolu, gdzie istniało zapotrzebowanie na farmaceutów.
W związku z tym uznał, że naruszyła warunki umowy. Dlatego sąd zobowiązał ją oraz jej ojca do zwrotu otrzymanego wsparcia finansowego oraz zapłacenia dodatkowej grzywny sięgającej niemal 270 tys. rubli, czyli ponad 11,2 tys. złotych.
Czytaj także: Narty na Podhalu? Na górali wylał się hejt
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.