Pomimo optymistycznych doniesień z linii frontu działania ofensywne Ukrainy nie idą tak szybko i pewnie. Ukraińskie wojska napotykają na silne, dobrze przygotowane linie obrony Rosjan. Dochodzą do tego problemy techniczne.
O tym, by nie ulegać wrażeniu, że rosyjskie linie obrony zaraz zostaną przełamane, pisaliśmy w o2.pl kilka dni temu. Pomimo pewnych sukcesów, takich jak uderzenie w styk zgrupowań armii Wschód i Południe, ukraińskie natarcie wolno posuwa się do przodu. Odnotowuje też straty.
Kijów zdecydował, że będą to działania (przynajmniej początkowa faza) w dwóch kierunkach. Chodzi o Zaporoże - co ma doprowadzić do przerwania korytarza lądowego Rosji na południu - oraz o obwód ługański. Na Zaporożu toczą się obecnie ciężkie i krwawe walki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wolno, krwawo, drogo
Mniej optymistycznie od niektórych polskich analityków patrzy na sprawę działań wojennych NATO. Według ustaleń o2.pl, opartych o informacje ze źródeł zbliżonych do Międzynarodowego Sztabu Wojskowego NATO, ukraiński kontratak posuwa się do przodu, ale powoli i przy dużych stratach własnych.
Nasz rozmówca wskazuje, że działania postępują wolno. Na tyle, że NATO liczy je raczej w metrach niż kilometrach. W okolicach Zaporoża postęp to czasem nawet 100 m dziennie. A do głównej linii umocnień rosyjskich zostało jeszcze około 10 km. Trochę lepiej jest w rejonie Bachmutu, gdzie Ukraińcy pokonują 300-400 m dziennie.
Tracą też sprzęt i ludzi. Często sprzęt zachodni, przekazany przez sojuszników. Według naszych informacji ten sposób działania Ukraińców budzi zdziwienie NATO. Nie bez powodu pojawiają się zapewne doniesienia, że obecna ofensywa nie jest autorstwa naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Walerija Załużnego.
Rosyjskie WRE działa
Ukraińcy uderzyć mieli, jak słyszymy, na kierunku Berdiańsk-Tomkmak-Zaporoże. Tu pojawił się dość istotny problem: "ściana" rosyjskiego zagłuszania sygnału GPS. A to jest bardzo silne. Odpowiadają za nie zgromadzone na linii frontu rosyjskie systemy "Żytiel" (Obywatel). Wiele wskazuje, że było ich o wiele więcej niż zakładały ukraińskie plany.
Kiedy dzięki wsparciu NATO-wskich formacji wywiadowczych Ukraińcy zlikwidowali dwa systemy w tym rejonie, przez chwilę mogli odetchnąć. Znów bez zakłóceń działała łączność i sygnał GPS wspomagający działanie niektórych rodzajów broni. Nie bez powodu Ukraińcy nie chwalą się już tak chętnie, jak w ubiegłym roku, skutecznym uderzeniami zestawów HIMRAS.
Rosjanie jednak sobie poradzili. Najpierw ściągnęli w rejon zestaw zakłócania R-301B Borysoglebsk-2, a później ściągnęli z Mariupola wspomniany już wyżej zestaw "Żytiel". Ponownie wróciły problemy z łącznością i sygnałem GPS. A dla Ukraińców to czynniki decydujące o powodzeniu lub niepowodzeniu operacji. O życiu i śmierci żołnierzy.
Wielce prawdopodobne, że tu kryje się tajemnica dziwacznego rajdu Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego na obwód biełgorodzki sprzed trzech tygodni. Operacja, którą przeprowadzili ochotnicy walczący po stronie Ukrainy przyniosła - obok wymiaru informacyjnego - wymierną korzyść w postaci zdobycia sprawnego systemu "Żytiel".
Dla Ukrainy oraz dla NATO miało to wartość nieocenioną. Rozpracowanie działania systemu pozwoli na skuteczne przeciwdziałanie Rosjanom. Rosjanie użytkowali go podczas działań w Donbasie, w 2014 r. oraz podczas swojej operacji wojskowej w Syrii. Miał tam skutecznie zagłuszać systemy naprowadzające amerykańskie pociski samosterujące Tomahawk, dlatego zdobycie egzemplarza systemu i zbadanie go było dla NATO tak istotne.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.