W maju media obiegły informacje o 10-letnim chłopczyku, który nie mógł już znieść horroru we własnym domu. Przyszedł na komisariat policji w Luboniu (woj. wielkopolskie) i opowiedział o tym, jak znęca się nad nim jego ojczym. Sprawą od razu zajęli się policjanci i zatrzymali 44-letniego Roberta H.
10-latek zgłosił się na komisariat. Miał dość
Jak informuje "Gazeta Wyborcza", poznańska prokuratura zarzuciła mężczyźnie fizyczne i psychiczne znęcanie się nad dzieckiem od wielu lat. Prokuratorzy usłyszeli od 10-latka szokujące słowa na temat jego ojczyma. Mężczyzna miał wymyślać cały system różnych kar. Na przykład nie pozwalał mu spać na łóżku.
Chłopiec musiał leżeć na podłodze bez przykrycia, a gdy tylko położył głowę na poduszkę, był karany biciem - mówił w rozmowie z TVN24 rzecznik wielkopolskiej policji, młodszy inspektor Andrzej Borowiak.
Czytaj także: 10-latek przyszedł na komisariat. Wydał swojego ojczyma
"Chwycił mnie za szyję, zaprowadził do ławki i rzucił na nią"
Na jaw wychodzą jednak nowe doniesienia. Jak opisuje "Gazeta Wyborcza", okazuje się, że Robert H. miał też bić inne dzieci. Z materiałów sądu, do których dotarł dziennik, wynika, że w 2019 roku ojczym postanowił "wymierzyć sprawiedliwość" Frankowi (imię dziecka zostało zmienione), synu sąsiadów, za to, że miał pobić 7-letniego wówczas Kacpra.
Przyjaźniliśmy się z Kacprem. [...] Tamtego dnia zaczął mnie zaczepiać i wymachiwać patykiem. Uderzył mnie w rękę i się pobiliśmy. Potem poszedł do domu. Przyszedł jego tata. Chwycił mnie z tyłu za szyję, zaprowadził do ławki i rzucił na nią. Chciał, żebym się przyznał do pobicia Kacpra. Jego mama mówiła: "Chodźmy stąd, bo ktoś wezwie policję" - cytuje Franka "Wyborcza".
Czytaj także: Wybuch w elektrowni wodnej. Są ranni
Chłopiec płakał i miał odruchy wymiotne
To, co się wydarzyło na podwórku, widziało też dwóch kolegów Franka. Potwierdziły jego słowa. Jak opisywali, ojczym był agresywny i kazał dzieciom "wyp…". Uciekły, ale z oddali widziały uderzenie w brzuch.
Świadkami pobicia byli też mieszkańcy osiedla. Jedna z kobiet opisuje, że wracając do domu, zauważyła siedzącego na ławce Franka. Stał nad nim ojczym Kacpra i jego żona. Jak mówiła sąsiadka, chłopiec płakał i miał odruchy wymiotne.
Ojczym nie przyznał się do winy. "Zostałyby ślady"
Robert H. nie przyznał się do winy. W sądzie twierdził, że nie uderzył chłopca, a jedynie z nim "rozmawiał". "Zapytałem, dlaczego pobił Kacpra. Franek rozpłakał się, przeprosił i powiedział, że więcej tego nie będzie robił" - cytuje Roberta H. "Wyborcza"
Gdyby człowiek dorosły podduszał i uderzał dziecko, to zostałyby ślady - tłumaczył ojczym.
Sąd uznał, że ojczym naruszył nietykalność cielesną dziecka sąsiadów, podduszał je w okolicy szyi i uderzył pięścią w brzuch, co skutkowało ogólnymi stłuczeniami. Sprawca został skazany na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu oraz dostał zakaz kontaktu z pobitym chłopcem i zbliżania się do niego na odległość mniejszą niż 50 m.
W wyroku zobowiązał też Roberta H. do uczestnictwa w "oddziaływaniach korekcyjno-edukacyjnych".