Prawdziwy dramat rodziny Iszmuratow rozpoczął się w 2000 roku. Właśnie wtedy, 12 sierpnia, doszło do głośnej tragedii podczas wielkich letnich manewrów Floty Północnej na Morzu Barentsa. Były to pierwsze poważne ćwiczenia rosyjskich okrętów od ok. 10 lat. Zginęło wtedy 118 osób uwięzionych w łodzi podwodnej na dnie morza. Pomoc rosyjskich służb przybyła zbyt późno, a Władimir Putin dopiero po pięciu dniach upoważnił rosyjską marynarkę wojenną do przyjęcia pomocy brytyjskiej i norweskiej.
"Kursk" był najnowocześniejszą łodzią podwodną z napędem atomowym, jaki armia Rosji posiadała na wyposażeniu. Niestety na pokładzie doszło do wybuchu, który przeżyły jedynie 23 osoby. Marynarze zgromadzili się w jednym z przedziałów okrętu oczekując na pomoc, która nadeszła zbyt późno i żołnierzom zabrakło tlenu.
Ojciec zginął na dnie morza, syn w Ukrainie
Wśród ofiar katastrofy z 2000 roku był także 26-letni Fanis Iszmuratow, który wszedł na pokład jako technik zespołu turbin. Teraz, jak donoszą rosyjskie media, zginął jego syn Danis Iszmuratow, który również służył w rosyjskiej armii. - Służba prasowa Administracji Okręgu Bajmak potwierdziła informację o jego śmierci - pisze Kommersant.ru.
Danis Iszmuratow urodził się we wsi Merjasowo w rejonie Baimak w czerwcu 1997 roku. Był Absolwentem Państwowego Uniwersytetu Rolniczego Baszkirskiego. Uczył się na wydziale budownictwa cywilnego i przemysłowego. Od 2021 r. służył "na kontrakcie" w 201. rosyjskiej bazie wojskowej w Tadżykistanie.
25-letni syn marynarza, który zginął w wieku 26 lat w katastrofie okrętu podwodnego "Kursk", sam zginął w Ukrainie, donoszą rosyjskie media - informuje również dziennikarz BBC Francis Scarr.