Rodzina Doroty Barańskiej z Wałbrzycha od wybuchu wojny w Ukrainie otworzyła swoje drzwi dla uchodźców. Jak donosi "Fakt", w pierwszych dniach konfliktu przyjęli w swoich hotelach w Wałbrzychu, Zagórzu Śląskim i Szczawnie-Zdroju setki osób. Przez trzy lata przez ich pokoje przewinęły się tysiące ludzi, z których wielu znalazło nowe życie w Polsce.
Czytaj także: Tragedia w lesie pod Białą Rawską. Nie żyją ojciec i syn
Dorota Barańska podkreśla, że 90 proc. osób, które trafiły pod ich dach, było warte troski i wsparcia. Wielu uchodźców usamodzielniło się, znalazło pracę i mieszkania, a Polska stała się dla nich nowym domem. Mimo zmieniających się nastrojów w kraju, rodzina Barańskich nie przestaje pomagać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomogła setkom uchodźców
Pani Dorota w rozmowie z "Faktem" zauważa, że choć zryw pomocy Polaków osłabł, jej rodzina nadal angażuje się w działania na rzecz potrzebujących. Podkreśla, że narodowość nie ma znaczenia, a pomoc jest udzielana każdemu, kto jej potrzebuje. Wspomina także o trudnych chwilach, jak śmierć bliskich uchodźców, ale i o radości z uśmiechów na twarzach dzieci.
Ktoś może się oburzać, że osoby z Ukrainy się uśmiechają, mimo że u nich trwa wojna, że dziewczyny mają makijaż i pomalowane paznokcie. A przecież to, że ktoś uciekł przed wojną, nie znaczy, że ma być obdarty, brudny i śmierdzący. To jest normalny człowiek, który w miarę możliwości chce funkcjonować tak, jak każdy inny - oznajmiła w rozmowie z "Faktem".
Przez trzy lata rodzina Barańskich nie tylko oferowała schronienie, ale także organizowała punkty medyczne, testy na COVID-19 i giełdy pracy. Dorota Barańska była również rodziną zastępczą dla sześciorga dzieci, co było dla niej wyjątkowym doświadczeniem.
Pani Dorota nie żałuje żadnej decyzji podjętej w tym czasie. Jak wyjawiła w rozmowie z "Faktem", zawsze starali się być o krok do przodu, organizując pomoc, zanim pojawiły się oficjalne wytyczne. Jej działania pokazują, jak ważne jest wsparcie i zrozumienie w trudnych chwilach.