Jarosław Kaczyński w trakcie ośmioletnich rządów PiS był prawdopodobnie jednym z najpilniej strzeżonych polityków. Prezes oprócz własnej firmy ochroniarskiej mógł liczyć na policję, która stała pod jego domem, by pilnować porządku wokół posesji.
Pod domem Kaczyńskiego przechodziło mnóstwo manifestacji - przede wszystkim tych spod znaku błyskawicy w ramach Strajku Kobiet. Istniały obawy, że zachowanie rozsierdzonego tłumu może wymknąć się spod kontroli. Jednak pilnowanie prezesa przez policjantów 24 godziny na dobę było już zdecydowanie przesadą.
Nowe władze postanowiły to ukrócić. - My deklarowaliśmy, że policjanci wrócą do prawdziwej pracy, nie będą agencją ochroniarską jakiegokolwiek polityka - zapowiedział minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Fakt": Policja nadal pod domem Kaczyńskiego?
Dwa dni po tym, jak szef MSWiA wypowiedział te słowa, reporter "Faktu" udał się pod dom Kaczyńskiego na warszawskim Żoliborzu. To, co zobaczył, stoi w sprzeczności z zapowiedziami ministra. Wedle relacji tabloidu policjanci mieli zaparkować około 100 metrów od domu prezesa, a na widok reportera szybko odjechali, choć krążyli po okolicy przez jakiś czas.
Po jakimś czasie na posesji Kaczyńskiego pojawił się ochroniarz z zakupami, a po pół godziny z budynku wyszedł sam prezes w towarzystwie czterech ochroniarzy. Na razie do sprawy nie odniosła się ani policja, ani MSWiA.
Przewodniczący Komisji Spraw wewnętrznych i Administracji Tomasz Szymański uważa w rozmowie z "Faktem", że policja mogła pełnić inne obowiązki niż pilnowanie prezesa. - Policja reaguje, kiedy coś się dzieje. Może coś zaszło obok, w sąsiedztwie? Z tego, co pamiętam, dawniej był tam kordon samochodów policyjnych i nieoznakowanych radiowozów. Jeżeli mowa tutaj o jednym radiowozie, to możliwe, że nie ma on w ogóle związku z tą sytuacją - stwierdził Szymański.
Sąsiedzi o policji pod domem Kaczyńskiego
"Wirtualna Polska" dotarła do sąsiadów Jarosława Kaczyńskiego i rozmawiała z okolicznymi mieszkańcami. Wielu z nich cieszy się, że policja nie pojawia się tak licznie pod domem prezesa PiS.
To było wręcz uciążliwe, nie dało się przejechać. Ja tu prowadzę firmę, to wiem, że tu zawsze był spokój. Nie wiem, czego prezes się bał - powiedział pan Jerzy.
Niektórzy mieszkańcy uważają jednak, że dzięki wzmocnionym patrolom czuli się bezpieczniej. - Uważam, że wcale ta policja nie przeszkadzała. Czuliśmy się tu bezpiecznie. Lepiej, jakby była. (...) Tutaj też kiedyś nie było tak bezpiecznie. Element urządzał libacje, potem znajdywałam butelki na trawniku - opowiada pani Zofia.
Część rozmówców WP zwróciło uwagę, że mundurowi byli bardzo nadgorliwi i karali mandatami za najmniejsze nawet wykroczenie.
Czytaj również: Szydło przekonana. Mówi, że to PiS wygrało wybory
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.