Kryzys w Ukrainie nie zrodził się przed kilkoma dniami. Trwa już osiem lat. Niestety, nic nie zapowiada szybkiego finału. Obwody doniecki i ługański pojawiły się na celowniku Władimira Putina niedługo po wydarzeniach na Majdanie. Z czasem Europa spuściła jednak zasłonę milczenia na działania Rosji i skupiła się na innych bieżących sprawach, często o zdecydowanie mniejszym znaczeniu. - Donieck oraz Ługańsk były polami walk od dawna. To wojna z prawdziwego zdarzenia. Po ośmiu latach nadal mam to wszystko przed oczami - mówi w rozmowie z o2.pl 21-letnia dziś Polina (imię zmienione przez autora artykułu). W obliczu zagrożenia życia ocena sytuacji na froncie bywa bardzo utrudniona.
W 2014 roku nie wiedzieliśmy, w co wierzyć. Propaganda rosyjska miała jeden przekaz. "Chcą nas wyzwolić". Mimo że nigdy nie było od czego wyzwalać - tłumaczy Polina. - Mieliśmy wtedy kanały rosyjskie i ukraińskie. Z obu stron docierały sprzeczne informacje. Non stop trwała strzelanina. Pamiętam flagi rosyjskie na ważnych administracyjnych budynkach. Wtedy musieliśmy wyjechać. Cała rodzina była za tym, żeby układać sobie życie w Ukrainie, żeby nie zostawać "pod Rosją", koło Doniecka - wspomina drżącym głosem młoda Ukrainka.
Wojna informacyjna
Wojna, która toczy się na całym terytorium Ukrainy od 24 lutego, jest niewątpliwie efektem szeregu zaniechań europejskich polityków. Jak to możliwe, że Władimir Putin destabilizuje niepodległe państwo od niemal dekady i tak długo nie ponosił za to żadnych konsekwencji? - Już osiem lat temu chowaliśmy się w piwnicach pod Donieckiem przed rosyjskimi rakietami - przypomina Polina. - Dziś każdy z troską mówi o tragedii Ukrainy. Wtedy prawie wszyscy uważali, że obwody doniecki i ługański prowadziły wojnę same ze sobą. A jedyne, czego chcieli ludzie, to żeby ten horror się skończył - tłumaczy 21-latka. - Pomoc, którą okazywała wówczas cała Europa... Jej nie było dużo, bo z przekazu wynikało, że wojna trwa wewnątrz kraju - dodaje Ukrainka.
Dramatyczne wspomnienia
Gdy zaczęło się źle dziać, po naszej miejscowości stale krążyły plotki. Każdej nocy mówiono, że będzie jakieś bombardowanie. To była wojna informacyjna. Pamiętam, że pewnej nocy spałam w mieszkaniu. Obudziłam się około 3:00, gdy mama pociągnęła mnie za rękę. Widziałam lecącą za oknem wielką rakietę. Wszyscy zeszliśmy do piwnicy, gdzie ledwo znaleźliśmy miejsce. Chowaliśmy się z sąsiadami. Oni byli tam z dziećmi. Było bardzo ciasno i zimno, choć mieliśmy późne lato. To straszne uczucie, jak siedzisz w piwnicy, nie możesz nawet do nikogo zadzwonić, bo nie ma zasięgu. Przerażające było to, że wychodzisz rano na zewnątrz i słyszysz na ulicy, że ktoś, kogo dobrze znasz, został zraniony lub zabity. Takich sytuacji było wiele - wspomina 2014 rok poruszona Ukrainka.
Nowe życie
Od tego momentu, przez kolejne miesiące rodzina Poliny wielokrotnie zmieniała miejsce zamieszkania. Szli tam, gdzie było spokojniej. Porzucili swój kawałek ziemi, ale zostali na dalekim wschodzie kraju. Ciągłe zmiany szkół, nowe miejsca pracy, kolejne wyzwania... Wszystko po to, by było choć trochę bezpieczniej. Młoda kobieta już w wieku 16 lat mogła podjąć studia. To efekt szybszego rozpoczęcia szkoły. W 2017 roku udała się do Polski, gdzie czekał na nią brat. Zdecydowała się studiować dziennikarstwo. - Myślałam wtedy, że to sposób na dotarcie z prawdą do większej liczby ludzi. Właśnie dlatego wybrałam taki kierunek - mówi Polina w rozmowie z o2.pl. Od tamtej pory zdążyła nauczyć się płynnie mówić po polsku, uzyskać dyplom, podjąć pracę, nawiązać przyjaźnie i zacząć nowy rozdział. Niestety, jej rodzice nadal żyją w cieniu wojny, a w ostatnich dniach rozlew krwi jest jeszcze większy.
Kłamstwa Putina
Hasło "wojna informacyjna" odmieniamy dziś przez wszystkie przypadki. Co to jednak oznacza w praktyce? - Przekazy w Rosji są zupełnie inne niż w Ukrainie. Rosjanom przedstawia się sfingowane obrazki, by uwierzyli w kłamstwa. To pokazuje skalę manipulacji. Nawet wielkie autorytety artystyczne i medialne, które w Rosji zna każdy, opisują całą akcję wojsk Putina w Ukrainie jako misję wyzwoleńczą. A sytuacja jest przecież straszna. Oni strzelają do niewinnych ludzi - zaznacza wstrząśnięta Polina ze łzami w oczach.
Wielkie obawy
Wydaje mi się, że każdy musi sobie zdać sprawę z tego, że to nie jest tylko wojna Ukrainy z Rosją. Jeżeli Ukraina zostanie w całości zajęta przez armię Władimira Putina, może nam grozić wojna światowa. Nie wiemy, co zrobi dyktator w stosunku do krajów, które sprzeciwiają mu się teraz. Nasi ludzie będą umierać, bo nie będą chcieli żyć na rosyjskiej ziemi, szczególnie po tym wszystkim, co dotychczas się stało. Co będzie z żołnierzami, którzy walczą za Ukrainę? Co będzie z osobami, które wyrażały swój sprzeciw wobec władzy w 2014 roku? To będą prawdopodobnie pierwsze osoby "do odstrzału". Mnóstwo dzieci zostanie bez ojców. Pamiętajmy o tym, gdy tylko przyjdzie nam do głowy bagatelizować tę wojnę. Nie bądźmy obojętni wobec agresji Rosji - apeluje Polina.
Rodzice 21-latki wciąż są na wschodzie Ukrainy. Ojciec nie może opuścić kraju, ponieważ nie skończył jeszcze 60. roku życia. Matka chce być przy nim, niezależnie od sytuacji. Brat Poliny poważnie rozważa dołączenie do szeregów armii w walce o niepodległość. Rozmówczyni o2.pl zamierza zostać w Polsce.
Paweł Tabędzki, dziennikarz Wirtualnej Polski