Sprawa zmarłej na koronawirusa pracownicy metra oburzyła Brytyjczyków. 47-letnia Belly Mujinga zmarła dwa tygodnie po tym, jak została opluta w pracy przez nieznajomego mężczyznę. Miał być zarażony koronawirusem. Teraz rodzina kobiety uważa, że jej śmierć powinna być uznana przez policję za zabójstwo.
To było morderstwo. Cała rodzina wciąż jest w szoku. To obrzydliwe, jak człowiek może w ten sposób potraktować drugiego człowieka - powiedziała w środę kuzynka zmarłej w programie Good Morning Britain.
Policja na razie odrzuca możliwość oskarżenia sprawcy o zabójstwo. Funkcjonariusze rozpoczęli śledztwo w poniedziałek. Przyznają, że na razie trudno powiedzieć, jakie zarzuty może usłyszeć mężczyzna, który opluł Mujingę. Nie wiadomo, czy faktycznie był zarażony koronawirusem.
Zwykle pracowała w kasie biletowej, ale wtedy została skierowana na stację Victoria. Do Belly i jej koleżanki podszedł nieznajomy mężczyzna i powiedział, że nie powinny pracować. Kiedy odpowiedziały, że muszą wypełniać swoje obowiązki i nie mogą tak po prostu odejść, on powiedział, że ma koronę, opluł je i odszedł - relacjonuje kuzynka zmarłej.
Menadżer obydwu kobiet nie zareagował, kiedy powiedziały mu o incydencie. Po kilku dniach zdiagnozowano u nich COVID-19. Mujinga trafiła do szpitala, gdzie została podłączona do respiratora. Jej koleżanka wyzdrowiała, ale 47-latka zmarła na COVID-19 po dwóch tygodniach od incydentu na stacji Victoria. Teraz hołd kobiecie złożył premier Wielkiej Brytanii.
Fakt, że została zaatakowana za wykonywanie swojej pracy jest przerażający - podkreślił Boris Johnson.
Zobacz też: Prof. Robert Flisiak mówi o maseczkach ochronnych. Tłumaczy, kiedy ich noszenie ma sens
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.