Radio Opole podaje, że kuria nie wiedziała o pomyśle księdza. Duchowny sam uznał, że zainwestowanie w kryptowalutę to znakomity pomysł na pomnożenie majątku parafii.
Ksiądz miał sporego pecha. Trafił bowiem na oszustów i... stracił wszystko.
Czytaj także: Nie żyje Kalina Mróz. Dziennikarka miała 34 lata
Na reakcję kurii nie trzeba było długo czekać. Duchowny został odwołany, a wierni dowiedzieli się o wszystkim pod koniec mszy, kiedy proboszcz odczytał list i pożegnał się z parafianami. Zgromadzeni nie kryli oburzenia.
Podczas mszy zauważyliśmy wszyscy, że prowadził ją inny ksiądz, ale pod koniec dowiedzieliśmy się dlaczego. Część osób była zaskoczona, tak jak ja czy moja żona. Jednak po twarzach wielu wiernych widzieliśmy, że spodziewali się tego. Nie będę ukrywał, że jestem w bardzo dużym szoku. Jednak ksiądz to ksiądz. Ja nie mówię, że jest Bogiem, ale do księdza ma się jakieś zaufanie - przekazał jeden z wiernych, cytowany przez radio.opole.pl.
Czytaj także: Tomasz M. zabił 11-letniego Sebastianka z Katowic. Ujawniamy, kim jest 41-latek z Sosnowca
"Dał się zwieść mocnym spekulacjom"
Do sprawy odniósł się już rzecznik opolskiej kurii Joachim Kobienia.
Do księdza biskupa dotarły niepokojące informacje o finansowych niedokładnościach, dlatego ksiądz biskup natychmiast zareagował. Okazało się, że ksiądz proboszcz dał się zwieść bardzo modnym spekulacjom na kryptowalutach. Ktoś go po prostu oszukał. Zainwestował w to swoje pieniądze, pieniądze parafii oraz parafian, od których pożyczał. Liczył na to, że zgromadzi pieniądze na remonty parafialne. Okazało się, że padł ofiarą oszustów - powiedział w rozmowie z Radiem Opole.
Duchowny zapewnił, że możliwie jak najszybciej spłaci długi. Obiecał, że sprzeda swój samochód, by oddać pieniądze. Na razie nie wiadomo, o jak duże kwoty chodzi.