Choć portal, na którym możemy sprzedawać stare ubrania, w których już nie chodzimy, lub, jeśli chcemy, wymieniać je, funkcjonuje na naszym rynku już od ładnych kilku lat, to prawdziwy renesans swojej działalności przechodzi właśnie teraz, podczas pandemii COVID-19.
Choć może trudno w to uwierzyć, serwis od kwietnia do sierpnia 2020 zanotował 17-procentowy wzrost liczby dodawanych ofert! Niestety... oprócz pozbycia się niechcianych ubrań z szafy i przy okazji zarobienia paru groszy możemy natrafić się tam na robiących przekręty cwaniaczków.
Czytaj też: Rydzyk ma problem. Wszystko przez COVID-19
Przekręty, cwaniactwa, kradzieże - jak się ustrzec?
Po pierwsze - portfel Vinted, który z założenia miał być środkiem ułatwiającym przekazywanie pieniędzy, stał się prowodyrem problemów. Dlaczego? Po pierwsze, prowizja - całe 2,90 zł idzie dla Vinted i obejmuje też 5 proc. ceny przedmiotu. Dodatkowo częste sytuacje na zasadzie "pieniądze przelane, paczka nie dotarła" są tu na porządku dziennym.
Zdarza się również, że to nabywca cwaniakuje. Na przykład - natnie zakupioną rzecz tu i ówdzie. I wtedy może żądać zwrotu pieniędzy. Bo przecież na zdjęciach przedmiot wyglądał zupełnie inaczej... A polityka serwisu jest taka, że przedmiot nie wraca już do sprzedającego.
Niektóre użytkowniczki (to głównie kobiety używają Vinted, choć to rzecz jasna nie reguła) idą w swoich poczynaniach jeszcze dalej. Zdarza się, że kupują kosmetyk. Dziwnym trafem okazuje się, że jednak był otwarty, choć sprzedający zaznaczał, że nigdy go nie otwierał. Osoba cwaniakująca załącza "odpowiednie" zdjęcia a wtedy Vinted zwraca jej pieniądze. Następnie ta sama, "oszukana" osoba wystawia zakupiony przedmiot na sprzedaż. W ten sposób zarabia podwójnie.
Polsko-chiński prezent
Kolejnym sposobem na niedoświadczonych użytkowników jest zakupienie oryginalnych kolczyków czy torebki i... kilkunastu replik z Aliexpress. W ten sposób żadne pieniędzy businesswoman wystawiają się zdjęcia oryginału, podpisują je jako "nietrafiony prezent" a kupującym wysyłają podróbki.
Czytaj też: Vinted w ogniu krytyki. "Czuję się oszukana"
Słuszna idea
Podobnie rzecz ma się z rzeczami, wystawianymi za marne grosze - 3,4,5, do 10 zł maksymalnie. Trzy dni później osoba sprzedająca znajduje swoje zdjęcie na forum z podpisem "oszustka". Dlaczego? Bo przy metce jest maluteńka, niespieralna plamka lub wystająca nitka. A przecież stan przedmiotu był określony jako "bardzo dobry". No ale przecież nie chodzi o to, że ten produkt ma 20 lat i kosztował 10 zł. Chodzi o ideę.
Jeden z youtuberów nagrał kiedyś nawet filmik, w którym opowiada, jak oszukując ludzi na Vinted zarobił 7000 zł. Do tej pory bije jest to hit sieci.
Przykłady można mnożyć i mnożyć. "Ku pokrzepieniu serc" warto dodać, że przecież nie wszyscy ludzie są źli i szukają odpowiednika ryneczku sprzed kilkudziesięciu lat. Byle się tylko doczepić, pokłócić i obgadać a w serwisie można znaleźć również fajnych sprzedawców i dobre ubrania w okazyjnych cenach.
Czytaj też: 600+ zamiast 500+? Minister rodziny zabrała głos