Rozmowy w Genewie przebiegały w klimacie wciąż niesłabnącego zagrożenia Ukrainy ze strony Rosji. Ryzyko konfliktu między oboma krajami wciąż jest wysokie i z tego powodu analitycy chętnie wskazują ten temat jako najistotniejszy w kontekście rozmów.
Innego zdania jest gen. Marek Dukaczewski. Były szef Wojskowych Służb Informacyjnych przekonuje, że to rodzaj zasłony dla realnych interesów. Tymi zaś miałoby być wsparcie lub przynajmniej "życzliwa neutralność" Rosji, wobec możliwości konfliktu USA i Chin.
Gra idzie o zupełnie inną stawkę. Tą, w mojej ocenie, są relacje USA i Chin i stanowisko Rosji w tej kwestii. Oba kraje są zainteresowane, by pozycja Chin nie rosła ponad miarę. Myślę, że w tych rozmowach pojawi się kwestia cyberprzestrzeni i chińskiej aktywności w niej. Dlatego uważam, że rozmowy w Genewie będą dotyczyły czegoś innego, niż tylko Europa. To inny poziom. My, czyli Polacy, Ukraińcy, Bałtowie, może Białorusini, usłyszymy być może zapewnienia, że wszystko jest w porządku i nie musimy obawiać się wrogich działań Rosji. Ten dialog, który się toczy, to dialog na innym poziomie, ponad naszymi głowami - mówi o2.pl gen. Dukaczewski.
"To pistolet"
Generał uważa, że w trakcie rozmów mogło dość do jednoznacznego zarysowania stanowiska rządów obu krajów. Rosjanie nie chcą mieć infrastruktury NATO przy granicy i obawiają się tego.
To, co dzieje się wewnątrz dawnego ZSRR, to pistolet, którego spustu nikt nie chce nacisnąć. Jeśli Rosjanie otrzymają zapewnienie, że nie będzie stałej obecności wojsk NATO na terenie Europy Środkowo-Wschodniej, to mogą szukać punktów porozumienia z USA - mówi dalej.
To, co dzieje się dookoła Ukrainy, generał ocenia jako grę, obliczoną na odsunięcie NATO od rosyjskich granic oraz na wysłanie sygnału do Ukrainy, by przestała się starać o głębszą integrację z UE czy NATO. Przekonuje, że gdyby zostały podpisane jakieś umowy stowarzyszeniowe, np. z NATO, mogłoby to oznaczać pojawienie się na Ukrainie NATO-wskich wojsk. Na to Rosja sobie nie pozwoli.
Rotacyjna obecność wojsk NATO na terenie Europu Środkowej jest dla Rosjan do przełknięcia. Co innego budowanie infrastruktury: koszar, obiektów ćwiczeń czy stałych baz. Mówiąc krótko, dalsze rozszerzanie obecności wojskowej NATO, w tym o Ukrainę. Ukraina jest przedmiotem tych rozgrywek.
Następnie ekspert przypomina, że w 2008 r. Barack Obama uznał Rosję za mocarstwo regionalne, na co Rosjanie się nie godzili, nie godzą i usilnie chcą zmienić ten stan rzeczy. Pokazali to zresztą, choćby na przykładzie Bliskiego Wschodu, wojny w Syrii, gdzie aktywnie włączyli się do konfliktu. Próbują rozgrywać swoje interesy także w Iranie – kraju ważnym dla USA, strategicznym z ich punktu widzenia.
Obawiam się, że my zaś pokładamy zbyt dużą nadzieję, iż nasze – polskie – sprawy będą szeroko omawiane podczas tych rozmów. Dowodzi tego fakt, że nikt z nami niczego nie konsultuje, nie rozmawia z Polską. To nie czasy, że Amerykanie z nami coś konsultują. Nasze relacje z USA mocno się pogorszyły, z Rosją ich praktycznie nie mamy. Nie będziemy podmiotem tych rozmów, raczej przedmiotem. Jak i cały nasz region zresztą, który w obliczu problemów i wyzwań USA, ale także Rosji na Dalekim Wschodzie, został zepchnięty nieco na margines. Moja specjalność to czarne scenariusze. A jeden z nich właśnie dzieje się na naszych oczach. Nam się wydaje, że to, co się dzieje na Ukrainie czy przy naszej granicy powinno spędzać sen z powiek przywódców europejskich i światowych. No, okazuje się, że nie - dodaje ironicznie generał.
Dodaje również, że Biden i Putin oraz ich doradcy dostrzegają konieczność porozumienia. A jeśli ją dostrzegają, to w jego przekonaniu powstanie platforma, pozwalająca im omówić ich wspólne interesy. Polski tam jednak nie będzie.
W wielu sprawach ważnych dla USA potrzebna jest Europa. Europa to okno dla Chin. My cały czas artykułujemy, że toczy się wojna hybrydowa na polsko-białoruskiej granicy ale nikt się tym nie przejmuje. My nie pomogliśmy Europie w okresie konfliktu migracyjnego kilka lat temu, dziś Europa niekoniecznie przejmuje się więc sprawami polskimi. Gdybyśmy wtedy postąpili inaczej, być może potrafiliby dziś z nami mówić jednym głosem o polskich problemach Niemcy czy Francuzi - kończy gen Dukaczewski.
Ukraińcy nie mogą spać spokojnie
Podobnego zdania jest były szef Agencji Wywiadu, płk Andrzej Derlatka. On również twierdzi, że kluczem do rozmów jest nie Ukraina, a Chiny.
Putin prowadzi obecnie rozgrywkę o charakterze globalnym. Ma na stole ofertę Bidena przejścia na stronę USA (lub neutralności) w zbliżającym się konflikcie z Chinami i przedstawił "swoją cenę". Zakłada ona praktyczne rozbrojenie NATO w Europie Środkowej i zgodę na powrót Ukrainy do rosyjskiej sfery wpływów. Odzyskanie Ukrainy (pokojowo czy inaczej) jest kluczowe, jeśli Rosja chce uzyskać równorzędną pozycję jednego z trzech hegemonów świata - mówi o2.pl oficer wywiadu.
Przypomina, że Ukraina dysponuje potężnym zapleczem przemysłowym oraz ludnościowym, wysoko kwalifikowanymi kadrami. Z punktu widzenia Moskwy są to ogromne atuty. Niektóre dziedziny przemysłu ukraińskiego (np. przemysł lotniczy czy kosmiczny) to nadal czołówka światowa.
Rokowania amerykańsko-rosyjskie, jakkolwiek dotyczą w istocie spraw europejskich, mają znaczenie głównie globalne i dotyczą spraw obronnych, w których właściwe jest raczej NATO, a nie Unia Europejska, a w NATO głos decydujący ma USA. Poza tym Unia Europejska nie jest zjednoczona i nie ma pozycji podmiotu polityki globalnej. A szkoda - mówi dalej płk Derlatka.
Wojskowy uważa, że jak zwykle w przypadku rokowań strony dążą do kompromisu, jeśli chcą porozumienia, co jednak uznaje za wątpliwe przypadku Rosji. Każda ze stron ustępuje z niektórych postulatów. Obowiązują naczelne zasady: symetrii i wzajemności. Jeśli Rosja chce, by NATO powróciło na rubieże z 1997 r. (co jest absurdalne), to siły rosyjskie powinny wycofać się odpowiednio na wschód.
Derlatka nie wierzy, by USA sprzeniewierzyły się swojej deklaracji wspierania niepodległości i integralności terytorialnej Ukrainy zawartej w Memorandum Budapeszteńskim z 1994 r. Jego postanowienia złamała zaś Rosja, napadając Ukrainę w 2014 r. Pułkownik z niedowierzaniem mówi także o możliwości podważenia przez USA ich zobowiązań, wynikających z Traktatu Waszyngtońskiego o NATO wobec Polski, Krajów Bałtyckich czy całej Europy Środkowej.
Ale przestrzeń do negocjacji oczywiście istnieje. Dla Polski wynikają implikacje związane z naszym położeniem geopolitycznym i rolą w regionie. Są kosztowne, bowiem Polska powinna w miarę szybko znacznie wzmocnić swój potencjał militarny. Powinna się stać relatywną militarną potęgą regionalną. Inaczej nie będziemy bezpieczni - kończy płk Derletka.