Pani Ewa z Łodzi na początku stycznia 2023 r. uległa wypadkowi. Kobieta potknęła się na schodach, gdy niosła na rękach trzyletnią córkę. Dziecku nic się nie stało, jednak uraz matki okazał się poważny. Doznała złamania szczytu kostki bocznej goleni z przemieszczeniem i uszkodzenia wiązadeł. Nie obyło się bez operacji.
- Wielokrotnie udowadniałam i udowadniam znowu, że nie byłam, nie jestem i jeszcze długo nie będę osobą zdolną do pracy. Nie jestem w stanie udowodnić, jak bardzo bolała mnie noga, ale mam zdjęcia pokazujące, jak bardzo była obrzmiała i spuchnięta wtedy, kiedy starałam się w ZUS o świadczenie. Gdyby nie mój partner, Arkadiusz, ja i moje dzieci nie mielibyśmy co jeść i za co żyć - mówi pani Ewa Szczech "Gazecie Wyborczej".
Pani Ewa pracowała na stacji paliw. Po 182 dniach od wypadku skończyło się jej zwolnienie lekarskie, jednak wciąż nie mogła samodzielnie się poruszać. Postanowiła złożyć wniosek o przyznanie świadczenia rehabilitacyjnego. ZUS odmówił jej takiego świadczenia.
Czytaj także: Rachoń uderza w Wałęsę. "Kapuś komunistycznej bezpieki"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Przed komisją mówiłam, że mam problemy z chodzeniem po nierównościach, że po schodach muszę schodzić bokiem, że nie jestem w stanie chodzić dłużej niż pół godziny - tłumaczy "GW".
Czytaj także: Rekolekcje w szkołach. Rodzice mają dość
Na odwołanie od decyzji ZUS pani Ewa ponownie dostała odmowną decyzję. Kobieta złożyła więc pozew do sądu.
- Zostałam bez pracy, zostałam bez ubezpieczenia, nie mogę prowadzać córki do przedszkola, jestem zadłużona u znajomych. Na szczęście mam oparcie w Arkadiuszu, z którym zamieszkałam niedługo przed wypadkiem. Gdyby nie on, to pewnie nie próbowałabym leczyć tej nogi, tylko pracować, walcząc z bólem. Pewnie zostałabym przez to kaleką do końca życia - mówi pani Ewa.
Po badaniu z października 2023 r. biegły sądowy uznał kobietę za niezdolną do pracy przez cały okres jaki upłynął od wypadku i stwierdził, że zasiłek rehabilitacyjny należał się jej od 23 czerwca 2023 r. "Nie można zgodzić się z orzeczeniem organu rentowego, który stwierdził brak istotnych zaburzeń funkcji narządu ruchu" - czytamy w opinii biegłego, cyt. "GW".
- Czuję, że ZUS traktuje moją operację i rehabilitację, jak jakąś fanaberię - dodaje Ewa Szczech. - W aktach sprawy są wszystkie orzeczenia, wyniki badań, wystawione recepty. Nie wiem, jak jeszcze mogłabym wykazać, że po prostu nie mogę jeszcze chodzić do pracy? Gdybym mogła, już dawno bym tam wróciła - podkreśla w rozmowie z "GW".
Rozprawa w sądzie odbędzie się dopiero 25 kwietnia br.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.