25 lutego przy ulicy Żurawiej w Warszawie doszło do brutalnego gwałtu. Ofiarą okazała się 25-letnia Liza z Białorusi, która po kilku dniach zmarła w szpitalu. Jej historia poruszyła tysiące serc, ludzie manifestowali w jej obronie. Sprawcy grozi dożywocie.
"Gazeta Wyborcza" przeprowadziła wywiad z Danielem, mieszkańcem Warszawy pochodzącym z Mariupola. Mężczyzna w wywiadzie przekonuje, że nie chce i nigdy nie zapomni o partnerce. Wspomina wakacje w Hiszpanii, na których para była w lutym.
Daniel wspomina tragiczny dzień 24 lutego. Z domu wyszedł około godziny 10. Liza zostając w domu wyznała mu miłość i powiedziała, że wróci późno. Była umówiona z koleżanką do spa, sauny. Wysłała mu zdjęcie z restauracji. Daniel relacjonuje, że znajomi przekonywali, aby wróciła taksówką. Liza jednak uparła się na komunikację miejską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragiczne wspomnienia partnera Lizy
Obudziłem się o 5 nad ranem i zobaczyłem, że Lizy nie ma. Zadzwoniłem, ale nie było sygnału. Pomyślałem, że się rozładował telefon. Wstałem znowu o 6:30. Bezskutecznie próbowałem dodzwonić się na różne komunikatory. Pomyślałem, że może Liza została na noc u koleżanki. Byłem zestresowany, poszedłem na siłownię. Kiedy skończyłem trening, zadzwoniła do mnie policja. Nie podali szczegółów. Zapytałem, czy z Lizą wszystko w porządku, a funkcjonariusz powiedział: Na razie tak - opowiada "Gazecie Wyborczej" Daniel.
Mężczyzna, gdy dotarł na posterunek na Wilczej, obejrzał film, na którym miał rozpoznać Lizę i sprawcę. - Policjant pokazał mi tylko sam początek - mówi. Widzisz to i chcesz zrobić temu człowiekowi coś równie okropnego. Oglądanie tego to były tortury - mówi Wyborczej.
Daniel zobaczył się z Lizą dopiero po przesłuchaniu, które trwało kilka godzin. Lekarze od razu poinformowali go, że stan kobiety jest ciężki. - Następnego dnia powiedzieli, że może nastąpić zgon. Do mnie to nie docierało. Nawet teraz ciężko jest mi uwierzyć w to, co się stało - kontynuuje Ukrainiec.
Dużo czasu spędzałem przy Lizie. Mówiłem do niej, że nie może umrzeć i że jest silna. Opowiadałem o podróżach, które tak uwielbiała i wspominałem nasz pobyt w Hiszpanii. Przystawiałem jej do ucha telefon, żeby mogła posłuchać rodziców - mówi Daniel.
Ataki paniki i pomoc terapeuty
- Nie umiem wrócić do tego, co było przed śmiercią Lizy. Spotykam się z terapeutą, który tłumaczy mi, co się ze mną dzieję. Zawsze uważałem, że da się wyjść z trudnej sytuacji, ale teraz nie wiem jak. Mam nagłe wahania nastroju. Potem znowu jest lepiej, a za chwilę mam atak paniki. Wracam do normy, ale zaraz znowu mam zjazd. Nie czuję się ze sobą bezpiecznie. Obecnie, prawie każdy dzień spędzam ze znajomymi. Przychodzę do nich lub oni do mnie - wyznał "Wyborczej" partner zamordowanej Lizy.
Daniel chodzi do terapeuty. Ten radzi mu, aby schował rzeczy po zmarłej dziewczynie. Część zabrała jej rodzina, część organizacje pomocowe. Zostawił wspólne zdjęcie i jedno ubranie. Znalazł też pamiętnik, w którym dziewczyna planowała ich wspólne życie.
Daniel wspomina również moment, w którym para się poznała. Mieszkali w tym samym domu. W pewnym momencie poczuł w pokoju zapach papierosa, a gdy wychylił się przez okno zobaczył Lizę. Kupił mandarynki i poszedł się przywitać. Liza robiła makijaż, laminację brwi i rzęs. Szyła czapki i kominy. Robiła biżuterię.
Mieliśmy siebie i to było dla nas najcenniejsze. Dzieliliśmy dobre i złe chwile, razem podróżowaliśmy, odkrywaliśmy się nawzajem, wspólnie tworzyliśmy - kończy Daniel.