Lot z Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich do Auckland w Nowej Zelandii odbył się 29 września. Pasażer z ujemnym wynikiem zakaził cztery osoby, a w sumie aż siedem osób zakończyło lot z koronawirusem. Naukowcy przyjrzeli się tej sytuacji.
Zakaził kilka osób. Każdy siedział w innym miejscu
Zakażonych oznaczono jako A, B, C, D, E, F i G. Wszyscy przed podróżą przeszli test na Covid-19 i uzyskali wynik negatywny. Po przylocie jak pozostali pasażerowie, zostali przekierowani na obowiązkową kwarantannę, gdzie ponownie zostali poddani testom na koronawirusa.
Podczas pierwszego badania przesiewowego pasażerowie A, B i C uzyskali wynik pozytywny. W następnych dniach okazało się, że kilka kolejnych osób także ma Covid-19. Opierając się na diagramie dotyczącym analizy genomowej, objawów oraz rozkładzie miejsc w samolocie, naukowcy wysnuli kilka teorii.
Prawdopodobnie pasażerowie A i B mieli wirusa, będąc na pokładzie. Naukowcy zakwestionowali skuteczność testów wykonanych przed wylotem. Ponadto wykazali, że zabezpieczenia, stosowane w samolotach nie sprawdzają się. Pasażerowie wciąż się od siebie zakażają pomimo dystansu.
Naukowcy przypominają także, że lot z Dubaju do Auckland to aż 18 godzin. Prawdopodobnie zawinił tutaj wyjątkowo długi czas podróży i pasażerowie nie potrafili trzymać się dodatkowych ograniczeń i noszenia maseczki.
Raport Harvardu sugeruje jednak, że latanie wciąż jest bezpieczniejsze niż zakupy w markecie. Linie lotnicze stosują bardzo rygorystyczne zasady, aby zmniejszyć ryzyko przenoszenia koronawirusa. W samolotach obowiązuje nakaz noszenia maseczek, wielokrotna dezynfekcja, zwiększenie dystansu między pasażerami, badania przesiewowe.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.