Dramatyczne wydarzenia, o których pisze "Fakt", rozegrały się 26 stycznia 2024 r. w dolnośląskich Będkowicach. Tego dnia Bartosz P. chwycił za kuchenny nóż i stanął z nim przy łóżku 71-letniego ojczyma. Mężczyznę uratował syn, który zdołał przeszkodzić napastnikowi.
Bartosz P. został zatrzymany i aresztowany, a 24 maja stanął przed wrocławskim sądem. Wystąpił w koszulce z napisem: "Tak, my wszyscy jesteśmy influencerami. Jestem tu, żeby ci pomóc".
Bartosz P. twierdzi, że nie jest patostreamerem, ale gdy sąd zapytał go o wykonywany zawód, przyznał, że utrzymuje się z dorywczych prac budowlanych oraz tworzenia streamingów internetowych. Jak opisuje "Fakt", dopytywany o to, czy jest uzależniony od alkoholu, stwierdził, że "lubi wypić w piątek kilka piw".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inne zdanie na ten temat ma ojczym, który przekonuje, że jego pasierb pije na umór, a pieniądze, które wydaje na alkohol, pozyskuje dzięki tworzeniu patologicznych treści.
Jak zaczyna w poniedziałek, to pije cały tydzień... Idzie do kolegów, całe noce coś nagrywają. Wraca poobijany, pozdzierany. Ludzie oglądają te nagrania, a on bierze za to pieniądze. I wszystko na przepicie idzie. Prosiłem: "Dołóż na światło, szykuj na opłaty". Mówił, że nie ma. A alkohol, za co kupuje? Codziennie reklamówkę piwa nosi. Licznik prądu jest na mnie, 100-110 zł co miesiąc płacimy. Cztery czy pięć lat nie dał grosika nawet - tłumaczy zaatakowany mężczyzna w rozmowie z "Faktem".
Patostreamer stanął przed sądem. Nie chciał zapłacić za prąd
Bartosz P. jest oskarżony o próbę zabójstwa i groźby, jakich dopuścił się wobec swojego ojczyma. Mężczyzna przyznał przed sądem, że przed 26 stycznia popadł w konflikt z seniorem, bo ten upomniał go, że powinien dołożyć 50 zł do opłacenia rachunku za prąd. Bartosz P. pieniędzy nie dał, więc senior miał mu wyłączyć światło. Właśnie to zirytowało patostreamera do tego stopnia, że chwycił za nóż.
Ze słów seniora wynika, że Bartosz P. zaatakował nie po raz pierwszy.
W zeszłym roku z siekierą do nas leciał. My się wtedy z Piotrem pozamykaliśmy w mieszkaniu. Potem groził, że się powiesi. A teraz, kiedy go do aresztu zabierali, jeszcze krzyczał, że jak wyjdzie to mnie i Piotra zabije — twierdzi rozmówca "Faktu".
Mężczyzna pokazał dziennikarzom pokój Bartosza P. To pomieszczenie, które zarosło brudem. Na podłodze widać dziesiątki butelek po piwie. We wszechobecnym bałaganie uwagę przyciąga klawiatura i duży monitor.
Domownicy boją się powrotu Bartosza P. Pan Wiktor przyznał, że chciałby najsurowszej możliwej kary dla swojego pasierba. Decyzję sądu prawdopodobnie poznamy w lipcu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.