"Technologia rodem z serialu Star Trek" - stwierdził narrator programu "60 Minutes", który telewizja CBS wyemitowała w niedzielę 11 kwietnia. Implant, obecnie w zaawansowanej fazie testów, miałby być wszczepiany pod skórę i stale monitorować ludzką krew.
Po co? Z pomocą implantu - który, jak wyjaśnił pułkownik Hepburn, ma formę żelu - można by wcześnie wykryć infekcję w organizmie.
Implant umieszcza się pod skórą i w pewnym momencie może zaalarmować, że w organizmie zachodzą jakieś reakcje chemiczne. A ten sygnał oznacza, że jutro mogą pojawić się objawy COVID - wyjaśnił Hepburn.
Implant miałby pomóc w walce z koronawirusem, a w dalszej perspektywie nawet zapobiec kolejnym pandemiom. Opracowywany jest przez działający w strukturach Departamentu Obrony USA (czyli Pentagonu) zespół Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych w Obszarze Obronności (DARPA). Jednostka od lat pracuje nad zapobieganiem pandemii, a badaniom przewodzi Hepburn, emerytowany pułkownik i wojskowy lekarz.
Czytaj także: Jeden kraj, prawie 170 tys. zakażeń. W ciągu doby
Pentagon podkreśla, że nowa technologia ma pomóc ludzkości i nie będzie służyć do monitorowania ludzi, jak mogliby się niektórzy obawiać.
Czytaj także: Szczepionka na COVID-19. Radykalny pomysł w Chinach
Na tym nie koniec. Kolejnym wynalazkiem zespołu Matta Hepburna jest filtr, który umieszcza się na maszynie do dializ. Filtr miałby usuwać wirusa z krwi. Eksperymentalne czterodniowe leczenie z jego wykorzystaniem otrzymał amerykański żołnierz nazywany przez badaczy umownie "Pacjentem 16". W ciągu kilku dni całkowicie wyzdrowiał. Amerykańska Agencja Żywności i Leków zatwierdziła filtr do użytku w nagłych wypadkach i został użyty w leczeniu prawie 300 krytycznie chorych pacjentów.