Komandor Shen Kai-Hsun ze Straży Przybrzeżnej Tajwanu mówi o2.pl, że chińskie ćwiczenia potrwają do końca tygodnia. Siły zbrojne Tajwanu są w stanie wysokiej gotowości, patrolują i monitorują obszar chińskich ćwiczeń. I dodaje, że oprócz zagrożenia rakietowego, chińskie okręty wojenne i samoloty przekraczają linię graniczną Cieśniny Tajwańskiej.
Tajwańczycy starają się wyciągnąć wnioski z tej sytuacji. Na przykład próbują dowiedzieć się, co powinni zrobić i gdzie mogliby znaleźć schronienie, gdy zacznie się prawdziwa wojna - mówi tajwański marynarz.
Działania Chin budzą poważne obawy, bo do napięć z Tajwanem dochodzą jeszcze napięcia chińsko-japońskie. A Japonia to jeden z najważniejszych sojuszników USA w tym regionie. Zdaniem Pawła Behrendta, analityka Instytutu Boyma zajmującego się obronnością Japonii, to właśnie z terenu baz w Japonii Amerykanie mogliby najłatwiej atakować Chiny.
Dla Amerykanów region Indo-Pacyfiku jest regionem o znaczeniu strategicznym. A napięcie między mocarstwami systematycznie wzrasta. Wzmocniła je dodatkowo wizyta Nancy Pelosi na Tajwanie, której towarzyszyły pytania o potencjalny konflikt zbrojny pomiędzy Chinami a Tajwanem i możliwy udział w tym konflikcie Stanów Zjednoczonych.
W mojej ocenie nadal jesteśmy dość daleko od wojny. Chiny nie są dziś gotowe do rzucenia wyzwania na pełną skalę Ameryce, szczególnie jeśli do ewentualnego konfliktu zostałaby wciągnięta Japonia. A stacjonuje tam dziś od ok. 50 tys. żołnierzy USA, przed wszystkim marynarka wojenna, piechota morska na Okinawie i lotnictwo. I choć to sąsiedztwo mieszkańcom Okinawy często ciąży, to wiedzą, że lepiej mieć w bezpośrednim pobliżu kłopotliwych, ale życzliwych Amerykanów niż mniej życzliwych Chińczyków - mówi o2.pl Paweł Behrendt.
Sprawdzanie i testowanie Zachodu
W ocenie eksperta Chińczycy testują Zachód - sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić. Z drugiej strony należy traktować te działania jako ostrzeżenie dla Japonii. Jak przypomina, od pewnego czasu na chińskich poligonach pojawiają się nie tylko udające cele repliki okrętów i samolotów amerykańskich, ale i japońskich.
Bazy w Japonii byłyby dla Amerykanów głównym zapleczem w wypadku wojny o Tajwan. Gdyby jednak doszło do chińskich działań w sprawie Tajwanu i odpowiedzi USA, to będzie to oznaczało wciągnięcie Japonii w wojnę i japońscy politycy zdają sobie z tego sprawę. W przypadku inwazji na Tajwan Tokio nie pozostanie obojętne. Podobny problem ma Korea Południowa - dodaje Behrendt.
Minister spraw zagranicznych Japonii Yoshimasa Hayashi, który przebywa obecnie w Kambodży, zażądał od Chin "natychmiastowego przerwania" manewrów wojskowych wokół Tajwanu. Także grupa G7, do której należy Japonia, wezwała do zachowania pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej i zaprzestania bezpodstawnej agresywnej aktywności wojskowej Chin.
Japońska broń atomowa?
Ale Japończycy widzą, co się dzieje nie tylko na ich "podwórku". Napięta sytuacja międzynarodowa, związana z wojną w Ukrainie, i chińskie gesty wobec Tajwanu sprawiły, że politycy japońscy zaczynają przebąkiwać nawet o potrzebie posiadania broni atomowej. Być może nawet w pewnej współpracy z NATO. W rozwiązanie "japońska broń atomowa" nie wierzy jednak Łukasz Kobierski, wiceprezes zarządu think-tanku Instytut Nowej Europy.
Czytaj też: Bombowce nad Tajwanem. Nowa wojna wisi na włosku
Proliferacja broni jądrowej jest drażliwą kwestią w sprawach międzynarodowych i doprowadziłoby to do ostrej reakcji Chin i Korei Północnej, której z perspektywy Tokio nie ma potrzeby tak zaogniać. Także USA nie widzą obecnie takiej potrzeby, zapewniając Japonię, że w razie wojny przyjdą jej z pomocą. Wiemy jednak, że biorąc pod uwagę zdolności techniczne Japończyków, w razie bardzo gorącej sytuacji byliby wstanie sami wyprodukować broń jądrową w dość krótkim czasie i sądzę, że są przygotowani na taką ewentualność - mówi o2.pl Kobierski.
Podobnie uważa, że w razie wojny o Tajwan Chiny będą miały za przeciwnika także Japonię. Jednocześnie elity w Tokio również zdają sobie sprawę, że rosnące w siłę Chiny są zagrożeniem także dla Japonii. Dlatego w jeszcze do niedawna mocno pacyfistycznej Japonii narasta trend większych inwestycji wojskowych i rosnącego skupiania się na kwestiach bezpieczeństwa w regionie.
Były premier Shinzo Abe mocno naciskał na podwojenie japońskiego budżetu obronnego i jest to planowane przez nowy rząd. Pekin też to obserwuje i tym ostrzałem daje sygnał do Tokio, żeby nie mieszała się w wewnętrzne, jak to nazywają, sprawy Chin - przekonuje Kobierski.
Amerykański parasol
Także dlatego Amerykanie utrzymują w Japonii duży kontyngent swoich sił zbrojnych. USA posiadają około 120 baz wojskowych w Japonii. I dużo sprzętu ciężkiego, w tym najnowocześniejsze samoloty F-35. Najważniejsza z baz US Army znajduje się na archipelagu Okinawa. Stany Zjednoczone utrzymują tam bazę lotniczą Kadena, największą w regionie Indo-Pacyfiku. Najbardziej wysunięta na południe wyspa Okinawy, Yonaguni, znajduje się zaledwie 110 kilometrów od Tajwanu.
Wśród posiadanego sprzętu warto wymienić często stacjonujące lotniskowce oraz okręty desantowe wraz z m.in. myśliwcami F-35 i innymi oraz okręty podwodne. W bazach stacjonują myśliwce m.in. F-16, F/A-18, F-35B, samolot walki elektronicznej EA-6, samoloty transportowe KC-130, systemy obrony przeciwlotniczej Patriot i okręty desantowe - wylicza Łukasz Kobierski.