Z prawdziwym koszmarem mierzy się Grecja. W kraju szaleją pożary, z którymi walczy mnóstwo strażaków. Zagrożenie pożarowe pojawiło się między innymi na Krecie.
W związku z tym ogłoszono czasowe zakazy. Nie można robić grilla czy też rozpalać ogniska. Poza tym wykluczone zostało korzystanie z lampionów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wprowadzono też zakaz wykorzystywania ognia w lasach, na polach, łąkach i w pasiekach. Najwyższy, piąty stopień stanu alarmowego, obowiązuje na wschodzie wyspy, Heraklionie, Retimno i Lasiti. W położonej na zachodzie Chanii wprowadzony został niższy, czwarty stopień.
Zakazane jest też wchodzenie do chronionych obszarów Natura oraz do licznych parków i lasów - przypomniał we wtorek grecki portal Newshub. Dowódca obrony cywilnej na Krecie zapewnił, że wszystkie służby zostały postawione w stan podwyższonej gotowości - podaje PAP.
BBC donosi natomiast, że na Krecie warunki pogodowe obecnie są takie same, jak na trawionych przez ogień Rodos, Sycylii czy Sardynii. Takie czynniki jak temperatura, wilgotność powietrza, susza czy wiatr składają się na ekstremalne zagrożenie pożarowe.
Polacy koczują na lotnisku
W związku z pożarami m.in. na Rodos w trudnej sytuacji znaleźli się choćby Polacy. Do koczowania na lotnisku zmuszona została pani Agnieszka, która do Grecji wybrała się z 12-letnim synem.
Zabrano nas z hotelu zgodnie z planem w poniedziałek po południu i przywieziono na lotnisko w Rodos. Odprawa przebiegła normalnie, żadnej informacji o tym, że nie będzie samolotu, czy będzie opóźnienie - nic takiego nie było. Dopiero, gdy przy bramce nic się nie działo, czas odlotu minął, to ludzie zaczęli się niecierpliwić, zaczęli pisać i dzwonić do biura podróży, ale biuro udawało, że nic się nie dzieje. Przedstawiciele biura kazali nam obserwować komunikaty na lotnisku. Po ponad 2 godzinach poinformowano nas, że lot jest przełożony na 1:30 w nocy. Okazało się, że nasz samolot w ogóle nie wyleciał z Warszawy - zrelacjonowała w rozmowie z PAP.