Społeczności wiejskie w australijskim stanie Nowa Południowa Walia walczą z plagą myszy, która nawiedziła ten region. Tysiące myszy atakują silosy zbożowe, stodoły i domy oraz zarażają olbrzymie zbiory zboża rolników. Jak mówią eksperci, liczba myszy wzrosła po niezwykle ulewnych letnich deszczach we wschodniej Australii, które przyszły po latach suszy.
Na filmach nagranych na rodzinnej farmie Moeris w Gilgandra - miejscowości położonej pięć godzin jazdy od Sydney - widać tysiące myszy uciekających spod rur, przez kolumny magazynowe i maszyny. Rolnicy obawiają się, że myszy zniszczą tegoroczne zbiory. Supermarkety przechowują żywność w zapieczętowanych pojemnikach. - Nocą ziemia się rusza. Biegają po niej tysiące myszy - mówi Ron Mckay, jeden z rolników.
Właściciele małego sklepu spożywczego w Gulargambone mówią, że jednej nocy łapią od 400 do 600 myszy. Twierdzą, że codziennie spędzają około sześciu godzin na sprzątaniu, aby uporać się z brudem. Wielu mieszkańców każdego dnia robi zakupy w tym sklepie. Duże sieci supermarketów są oddalone o ponad godzinę jazdy samochodem.
W sklepie śmierdzi, bo w środku umierają myszy. Ludzie idą więc gdzie indziej po swoje artykuły spożywcze - mówią właściciele.
Lokalne media informują, że co najmniej trzy osoby zostały ugryzione przez myszy. W regionie był nawet jeden przypadek rzadkiej choroby wywołanej przez myszy, znanej jako limfocytowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, informuje ABC Australia.
Rolnicy z Nowej Południowej Walii zwrócili się do rządu o pomoc w walce z "drastycznym wzrostem" liczby myszy. Stowarzyszenie rolników żąda natychmiastowego pozwolenia na stosowanie środków do obróbki ich ziarna.
Sytuacja związana z myszami tylko się pogarsza - powiedział prezes NSW Farmers, James Jackson