Sytuacja jest bardzo poważna. Mężczyzna z Lublina zamknął sklep, ponieważ nie mógł już dłużej patrzeć, jak codziennie ulega zniszczeniu towar, który ma w placówce handlowej.
Lokatorzy wiedzą nawet dokładnie, gdzie jest to stado, bo to trwa od lat - mówi pan Krzysztof, sprzedawca ze sklepiku na ulicy Zamojskiej 37.
Czytaj także: Bunt górali. Ceny w Zakopanem są nie do przyjęcia
Krajobraz tego sklepu jest dramatyczny. Pogryziony towar, w tym zniszczone torebki i meble. Jak podkreśla "Dziennik Wschodni", właściciel w swoim lokalu widział dwa: jednego dużego i jednego mniejszego. Od ekspertów słyszał, że gryzonie są sprytne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie chodzą gromadami, tylko po kilka, żeby zgarnąć coś do jedzenia i zanieść do kryjówki dla reszty. Kiedy sklepy są zamknięte, szczury wychodzą nawet na wystawy. Ostatnio jeden ze szczurów pogryzł nawet fotel, na którym siedział sklepikarz. Jak szacuje jego straty opiewają już na kilka tysięcy złotych.
Panie z sanepidu powiedziały mi, że nie powinienem pracować i wpuszczać klientów, bo szczury mogą być niebezpieczne dla ludzi - wspomina pan Krzysztof.
Mężczyzna zamknął sklep. Kiedy go otworzy?
Pan Krzysztof ma ogromny problem. Towar jest zniszczony, a sklep jest zamknięty, więc nie przynosi dochodów.
Zanim zdecyduje się na ponownie zamówienie towaru i otworzenie sklepu, musi mieć pewność, że szczury nie zrujnują ponownie jego biznesu. Najbliższa deratyzacja wykonana będzie jednak dopiero jesienią.
Czytaj także: Nie ma słabych burz! Oto co piorun zrobił z wędką
W takich przypadkach najczęściej musimy zlecać dodatkowe zabiegi i tak też będzie w tym przypadku. Efekt byłby jednak znacznie lepszy, gdyby właściciele innych budynków w sąsiedztwie Zamojskiej 37 podeszli do problemu w podobny sposób - tłumaczy Łukasz Bilik, rzecznik prasowy Zarządu Nieruchomości Komunalnych w Lublinie.