Bali od lat było rajem dla turystów z całego świata. Niestety pandemia koronawirusa sparaliżowała ruch turystyczny na wyspie. Od kwietnia 2020 roku Indonezyjczycy muszą radzić tam sobie bez przyjezdnych, gdyż to właśnie wtedy zamknięto tam wstęp obcokrajowcom.
Według relacji brak turystów ma być widoczny gołym okiem. Popularne ośrodki turystyczne takie jak Kuta, Ubud i Sanur przypominają teraz miasta z apokalipsy. Dotychczas przepełnione uliczki świecą pustkami, a manekiny w sklepach nie są nawet ubrane w oferowane produkty. Wszystkie punkty usługowe pozostają nadal zamknięte. Skorzystać nie można również z restauracji, czy hoteli, a brak ruchu widoczny jest na lotnisku.
Mieszkańcy Bali muszą zmierzyć się jeszcze z jednym problemem. Brak znaczącej ingerencji człowieka w wyspę spowodował, że natura zaczęła upominać się o swoje. W konsekwencji rośliny znane z dżungli zaczęły porastać nietypowe miejsca, takie jak m.in. bary na plaży.
Wielu mieszkańców wyspy znalazło się w dramatycznej sytuacji finansowej. Dr Nyoman Sukma Arida, wykładowca na wydziale turystyki Uniwersytetu Udayana zauważył w rozmowie z "The Guardian", że aż 60 procent gospodarki wyspy opierało się na turystyce. Przez wiele lat było to pewne źródło przychodu, jednak pandemia brutalnie to zweryfikowała.
Poleganie wyłącznie na kruchej gospodarce turystycznej jest oczywiście bardzo ryzykowne. Bali może wrócić do rolnictwa, szukając innych alternatyw wspierających swoją gospodarkę, takich jak gospodarka cyfrowa, aby nie polegać wyłącznie na turystyce - powiedział dr Nyoman Sukma Arida.