Poborowy z Osetii, republiki leżącej na dalekim Kaukazie, który został ciężko pobity przez braci broni. A wszystko na długo przed tym, jak Rosjan w ogóle wysłano na front.
"Myślałem, że naziści są po drugiej stronie" - powiedział rozgoryczony na nagraniu, które zamieścił na Telegramie. To tam opisał, jak inni żołnierze się nad nim znęcali, bili kolbami karabinów i przekonywali go, że jest człowiekiem gorszego sortu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pobity przez "kolegów" Osetyjczyk nagle zaczął podejrzewać, że walczy w po niewłaściwej stronie i że coś jest jednak z Rosją nie tak. Stwierdził nawet, że to nie w Ukrainie trzeba szukać nazistów, a w rosyjskiej armii.
Poborowy z kaukaskiej Osetii, która przez dekady wchodziła w skład ZSRR, a teraz jest republiką podzieloną między Rosję i Gruzję, jest dla "prawdziwych" Rosjan obcym. To, że trafił do armii, to żadna sensacja. Właśnie z takich regionów i takich republik zależnych bierze się dziś młodych mężczyzn do wojska.
Rosyjskie władze cały czas polują na migrantów, którzy siłą są zmuszani do służby w armii. W Sylwestra w Petersburgu przeprowadzono łapanki na szeroką skalę, a do aresztu trafiły setki osób. Teraz muszą podpisać umowy z wojskiem, inaczej zostaną deportowani.
Powołania, w miejsce młodych mężczyzn z dużych miast, dostają migranci, mieszkańcy dalekich republik i przedstawiciele mniejszości narodowych oraz etnicznych.
Tak jak w Petersburgu, to zorganizowane i długo planowane akcje, część planu zwanego "operacją Azamat". W ten sposób władze sięgają po migrantów i uzupełniają braki w armii rosyjskiej walczącej w Ukrainie. Szokujący proceder opisały niezależne media. Stosunek Rosjan do "innych" jest jasny, ludzie oczekują ich służby na froncie.