Bunt rosyjskich rezerwistów nagłośniło Radio Swoboda. Jak podało medium, odmawiający walki mężczyźni trafili do armii w październiku ubiegłego roku – w ramach mobilizacji. Zanim trafili na front, nie otrzymali nawet właściwego przeszkolenia czy broni.
Przeczytaj także: Rosjanie niczego się nie uczą. Zmobilizowani giną na potęgę
Bunt rezerwistów. Co się dzieje w obwodzie kaliningradzkim?
Oburzeni tym, w jaki sposób zostali potraktowani przez władze Rosji, rezerwiści postanowili poszukać pomocy u gubernatora obwodu kaliningradzkiego. W swoim apelu do urzędnika – wyłożonym za pośrednictwem filmu wideo – określili, że są "prowadzeni na rzeź".
Nasze dowództwo trzyma się z dala od nas, nie mamy możliwości łączności, nikt z przełożonych nas nie odwiedza. (...) Potraktowali nas jak mięso armatnie. (...) Wczoraj mieliśmy wziąć udział w natarciu. Ten szturm okazał się całkowicie bez sensu, ponieważ mieliśmy atakować obszar, którego nie udało się podbić już od kilku miesięcy. Wszyscy powiedzieliśmy: "nie" – mówili żołnierze cytowani przez PAP.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Radio Swoboda przeprowadziło wywiad z kobietą, która rozpoznała w jednym z żołnierzy z nagrania swojego brata. Rosjanka podkreśliła, że sytuacja rezerwistów nie uległa zmianie – mają do wyboru iść do ataku lub zdezerterować. W pierwszym przypadku czeka ich pewna śmierć, w drugim – więzienie.
Rozpoznałam na tym filmie Nikołaja, mojego brata. (...) Rozmawiałam z nim dzisiaj przez telefon, powiedział, że ich sytuacja jest tragiczna. Chłopcy nie mają pojęcia, co powinni zrobić. Stoją przed wyborem: iść do ataku na pewną śmierć lub zdezerterować, ale trafić do więzienia – martwiła się siostra żołnierza na antenie Radia Swoboda.
Przeczytaj także: Rosja reaguje na oskarżenia o chęci zdestabilizowania Mołdawii
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.