50-letni Walerij Załużny od dwóch lat jest głównodowodzącym Sił Zbrojnych Ukrainy. Unika rozgłosu, szczególnie na arenie krajowej, ale wielka polityka upomina się o niego. Po tym, jak dwa tygodnie temu w "Ukraińskiej Prawdzie" pojawił się duży materiał o jego konflikcie z prezydentem Zełenskim, Załużny znowu jest na ustach ukraińskich mediów.
Dziennik poinformował, że w gabinecie wojskowego odkryto urządzenie podsłuchowe. Sprawa jest tym bardziej pikantna, że to był nowy gabinet, który rzekomo został sprawdzony przed zajęciem go przez Załużnego. Nawet jeśli, jak twierdzi "Ukraińska Prawda" urządzenie było nieaktywne, to samo podłożenie go jest problemem.
Przed obsadzeniem gabinetu przez osoby do tego dedykowane, powinien on zostać sprawdzony. Właśnie pod kątem tego, czy nie ma w nim różnych urządzeń rejestrujących obraz i dźwięk. To część procedury kontrwywiadowczej. Coś w niej, jak można zakładać, zawiodło, skoro i tak ktoś założył podsłuch.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To standard, że takie pomieszczenia - osób ważnych dla bezpieczeństwa państwa - są sprawdzane. Szczególnie w przypadku nowych budynków albo po remoncie - zawsze w takich wypadkach kręci się tam wiele osób i takie sprawdzenia to część procedury. Jest zatem jakiś problem, jeśli chodzi o ochronę i osłonę kontrwywiadowczą głównego dowódcy i członków jego rodziny. I to prawdopodobnie poważny - mówi o2.pl wysoki rangą oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
Problemy, problemy
Byłaby to druga poważna wpadka ukraińskich służb specjalnych. W ostatnich dniach listopada pojawiła się informacja o próbie otrucia metalami ciężkimi żony szefa wywiadu wojskowego (HUR) Ukrainy gen. Kyryło Budanowa. Wraz z nią podtruto kilku wysokich oficerów HUR.
W przypadku Załużnego należy wziąć pod uwagę dwa scenariusze. Albo zrobili to Rosjanie, co oznaczałoby wpadkę ukraińskiego kontrwywiadu, albo była to inspiracja wewnętrzna. Co jest wiadomością jeszcze gorszą, bo oznacza dalsze podziały na mapie ukraińskiej polityki.
Na początku grudnia "Ukraińska Prawda" opisała szczegóły konfliktu prezydenta Ukrainy z Załużnym. Wołodymyr Zełenski ma próbować omijać generała w łańcuchu dowodzenia, faworyzując jego kosztem dowódcę Wojsk Lądowych Ołeksandra Syrskiego czy dowódcę Sił Powietrznych Mykołę Oleszczuka. Istnieje więc możliwość, że założenie podsłuchu mogło być realizacją "wewnętrzną", na zamówienie władz cywilnych kraju.
Sukces i porażka w jednym?
Dr Dariusz Materniak, redaktor naczelny portalu pol-ukr.net mówi o2.pl, że odnalezienie podsłuchu to zarazem sukces i porażka ukraińskich służb. Sukces, bo widać, że realizują procedury dotyczące zabezpieczenia najważniejszych osób w państwie. Dzięki temu prewencyjna kontrola pozwoliła na ujawnienie podsłuchów.
Z drugiej strony to też porażka - bo znalazł się ktoś, kto miał wiedzę, gdzie będzie się znajdował lub będzie mógł się znajdować dowódca SZ. To znaczy, że gdzieś tam jest ktoś współpracujący z przeciwnikiem - i to jest w pewnym sensie porażka, bo nie udało się tej osoby lub osób jeszcze wykryć. To zapewne zmobilizuje ukraińskie służby do działania - tłumaczy Materniak.
Za "teoretycznie możliwą" uznaje też opcję związaną z wewnętrznymi napięciami. Świadczyłoby to, jak mówi, bardzo źle o relacjach między najważniejszymi osobami w Ukrainie. Wskazuje zarazem, że choć relacje w "duecie Ze-Za", jak nazywa się prezydenta i głównodowodzącego, są napięte, to nie aż tak, jak chcą to widzieć media. Z tego względu skłania ku wersji, że to Rosjanie próbowali podsłuchiwać Załużnego.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.