Pan Jacek, który jest autorem nagrania, zamieścił wpis w mediach społecznościowych. Napisał, że ktoś skradł z grobu jego ojca komplet - wiązankę z czerwonymi, plastikowymi jabłkami i sztucznymi kwiatami. Mężczyzna zwrócił się z apelem do znajomych, aby rozejrzeli się, czy gdzieś nie wiedzieli ozdób z grobu. Pan Jacek wrzucił zdjęcie stroika na Facebooka.
Hieno, bo inaczej nazwać cię nie można, mam nadzieję, że zapamiętałeś widok, który teraz być może widzisz jeszcze raz na załączonym obrazku, jeśli to przeczytasz, bądź ktoś ci to przekaże, daję ci czas do dnia jutrzejszego tj. 28.10, bo inaczej zrobię wszystko, aby cię odnaleźć - napisał mężczyzna 27 października, kierując słowa do złodzieja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Awantura na targu. Nazwał sprzedawcę hieną. Nagranie trafiło do sieci
Dwa dni później na jednej z lokalnych grup zrzeszających sprzedających i kupujących z okolic Kielc ukazał się film, którego autorem był pan Jacek. Tym razem mężczyzna awanturował się ze sprzedawcą zniczy. Film nagrano na targowisku w Końskich.
Ładnie wyglądasz, bardzo mnie to cieszy, hieno cmentarna. Z mamusią razem, cwaniaczki. Ty kradniesz, a mama wystawia do sprzedaży, żeby było najmniej podejrzane, nie? - pyta mężczyznę pan Jacek.
Ten na samym początku nagrania odpowiedział mu środkowym palcem. Dalej panowie prowadzą ze sobą wulgarną wymianę zdań. W jaki sposób pan Jacek natrafił na mężczyznę, który miał rzekomo zabrać z jego rodzinnego grobu wiązankę? Jak podaje "Echo Dnia", do autora nagrania zgłosiła się kobieta, która widząc wspomniany w mediach społecznościowych post, oddała skradziony stroik. Wcześniej zakupiła go od jednego z handlujących - mężczyzny, który jest bohaterem viralowego nagrania.
Policja bada sprawę kradzieży
Sprawa została zgłoszona na policję. "Echo Dnia" potwierdziło, że 34-latek wezwał funkcjonariuszy na bazar w Końskich w związku z kradzieżą z nagrobka.
Wykonaliśmy czynności we wskazanym miejscu i prowadzimy czynności w sprawie - powiedziała w rozmowie z "Echem" Marta Przygodzka z KPP w Końskich.
Policja musi ustalić, w jaki sposób wiązanka trafiła w ręce innych osób. Jeśli okaże się, że kradły one znicze i kwiaty z cmentarzy, a następnie sprzedawali je na stoisku, grożą im poważne konsekwencje.