Patryk Suracki prowadzi popularne konto na TikToku, których obserwuje już ponad 160 tys. Opisuje swoje podróże w mediach społecznościowych. Był już w Kenii, Egipcie, Republice Południowej Afryki, Omanie, Indiach czy Wyspie Zielonego Przylądka. Często wybiera najbardziej niebezpieczne miasta.
Tym razem wybrał się na Ukrainę, a konkretnie do Lwowa, miasta położonego nieopodal granicy z Polską. Mimo trwania wojny pojechał tam pociągiem z Przemyśla.
Suracki pokazywał kadry ze zwiedzania miasta. Spotkał się również z Iriną, która mieszkała przez kilka lat w Polsce, ale ze względu na zawód miłosny wróciła do ojczyzny, tuż po wybuchu wojny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lwów na początku wojny, a teraz. Jakie są różnice?
Suracki poinformował, że dwa dni po przybyciu do Lwowa był świadkiem alarmu przeciwrakietowego. Jak przekonywał, stało się to o godz. 3:30 nad ranem. Bał się, nie mógł zasnąć, jednak pozostał w łóżku.
Gdyby nie fakt, że wiem, że tu jest wojna, że o godz. 23 jest godzina policyjna, która w weekendy raczej nie jest przestrzegana i gdyby nie fakt, że doświadczyłem alarmu, to nie powiedziałbym, że tu jest wojna. Rozumiem, że nauczyliście się po prostu żyć z tym wszystkim - mówił influencer do Iriny. - Ty słyszałeś alarm, a my widzieliśmy wybuchy -odpowiedziała kobieta.
Jego rozmówczyni zapewniła, że tuż po wybuchu wojny Lwów był pusty. Obecnie się to zmieniło. Przekonywała, że do teraz są punkty, w których służby sprawdzają przyjezdnych. Dodała również, że na początku wojny samoloty rosyjskie i rakiety można było zauważyć w mieście znacznie częściej.
Nikt nie przyzwyczaił się do wojny, ale ludzie chcą żyć. Nigdy nie wiesz, kiedy nadejdzie ostatnia godzina. A skoro tak, to dlaczego mam dziś nie wyjść? Dlaczego mam nie iść na lampkę wina? Dlaczego mam siedzieć i bać się? Dziś mogę wyjść, porozmawiać, być dzięki temu troszkę bardziej szczęśliwa - odpowiedziała Ukrainka.
Czytaj więcej: Nowa metoda na drony. Ukraińcy zaskoczyli nie tylko Rosjan
Suracki w rozmowie podniósł również temat mężczyzn w wieku poborowym, których można zauważyć na ulicach Lwowa. - Z moich obserwacji wynika, że do wojska biorą ludzi bez względu na miejsce zamieszkania, wiek czy wykształcenie - mówiła Ukrainka.