Były szef Wojsk Lądowych udzielił wywiadu portalowi Delfi. Przekonywał, że z uwagi na zagrożenie ze strony Rosji, granice Polski i Litwy powinny zostać zaminowane. I miałoby wydarzyć się to już teraz, w czasie pokoju.
Doświadczenia wojny w Ukrainie pokazują, że wiedza o tym, jak budować fortyfikacje, pozycje obronne, pola minowe, aby powstrzymać wroga, jest znowu istotna. Uważam, że granice Polski i Litwy z Rosją powinny zostać wzmocnione, pola minowe powinny być rozmieszczone teraz, w czasie pokoju — przekonywał wojskowy.
Tyle że zaproponowane rozwiązanie jest bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe do przeprowadzenia. Warunkują to zarówno przepisy prawa, w tym prawa wojennego, jak i sytuacja międzynarodowa, a nawet humanitarna. Czym innym jest wzmacnianie i fortyfikowanie granicy, czym innym minowanie jej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na komentarz do słów gen. Skrzypczaka wojskowych namówić trudno. Generał ma wielki mir wśród żołnierzy, wyniesiony z czasów dowodzenia 11. Dywizją Kawalerii Pancernej z Żagania i wojny w Iraku. Żołnierze go cenią jako dobrego dowódcę. Wypowiadać się pod nazwiskiem w przeważającej większości nie chcą.
O opinię poprosiliśmy byłego komendanta-rektora byłej Akademii Obrony Narodowej, gen. Bogusława Packa.
"Zapoznałem się z zainteresowaniem"
Zapoznałem się z zainteresowaniem z opinią uznanego eksperta w dziedzinie wojskowości gen. Skrzypczaka i być może ma on rację, że przyszły atak na Polskę może nastąpić drogą lądową. Nie wiem jednak, czy pomogłyby w tym zasieki i pomijając aspekt prawny, ewentualnie przygotowane już teraz pola minowe - rozpoczyna gen. Pacek.
Gen. Pacek przekonuje, że ekspertem w temacie zdecydowanie jest gen. Skrzypczak. Niemniej dodaje od razu, że nie można traktować Polski i Ukrainy jako państw o takich samych zagrożeniach. I z tym trudno polemizować, inny jest układ kierunków potencjalnego ataku, inne zdolności obronne obu państw.
Ponadto Polska i Litwa są krajami NATO. A członkostwo w sojuszu obliguje do kolektywnej obrony. To oznacza, że w razie ewentualnego ataku, w sukurs krajom bałtyckim powinna pójść Polska, a Polsce — inni sojusznicy z NATO. Wreszcie, siły Sojuszu Północnoatlantyckiego mają o wiele większe zdolności obrony powietrznej. Co jest, jak podkreśla gen. Pacek obecnie — obok braku amunicji, największą bolączką Ukrainy.
W mojej ocenie, priorytetem na obecnym etapie rozwoju zdolności militarnych dla Polski powinna być obrona powietrzna, przeciwlotnicza i przeciwrakietowa. Powinniśmy bardziej rozbudować i rozwijać ten system, aby zapewnić bezpieczeństwo Polakom, polskim miastom i szczególnie infrastrukturze krytycznej - dodaje.
Niejasne doświadczenia Ukrainy
Bardziej dosadnie wypowiada się na temat opinii gen. Skrzypczaka inny wysoki rangą oficer. Zastrzega jednak, że nie zgadza się na podawanie nazwiska, ponieważ nie chce być wikłany w personalne spory ze Skrzypczakiem. Przekonując, że przygotowania obronne kraju powinny polegać na czymś zupełnie innym.
Rosjanie sposób przygotowania obrony traktują bardzo poważnie. Analizują to pod kątem teoretycznym i praktycznym, a obronę rozpatruje się z punktu widzenia strategii i sztuki operacyjnej. Nie z punktu widzenia sztuki taktycznej - przekonuje.
Wskazuje jednocześnie, że doświadczenia z obrony Ukrainy są "niejasne" i nie muszą być wiążące dla Polski. Ukraińcy szybko rozszyfrowali taktykę Rosjan, którzy - pomni doświadczeń z wojny w Afganistanie - chcieli dokonać szybkiego uderzenia "dekapitującego" i zająć stolicę. To się jednak nie udało.
A co na to prawo?
Jeszcze inną kwestią są zagadnienia prawa. Co właściwie miałoby zostać zaminowane? Pasy przygraniczne? Przejścia graniczne? A może lasy i pola? Trudno to sobie wyobrazić. A jeżeli tak, to na jakiej podstawie odebrać rolnikom położoną przy granicy ziemię? Wreszcie, należy pamiętać o ograniczeniach, wynikających z prawa międzynarodowego.
Polska jest sygnatariuszem podpisanego w 1997 r. Traktatu Ottawskiego. Zakazuje on użycia, składowania, produkcji i przekazywania min przeciwpiechotnych. Chcąc minować granicę, trzeba byłoby sięgnąć także po nie, co byłoby jednoznaczne z wyjściem z Traktatu.
A przecież nasza granica np. z Białorusią nie jest stuprocentowo szczelna. Zdarzają się przypadki naruszeń i przejść. Zaminowanie mogłoby oznaczać, że od min zaczęliby ginąć np. uchodźcy. To z pewnością wykorzystałaby w swojej propagandzie Białoruś. Pytamy o to innego generała, z międzynarodowym doświadczeniem.
Nie wyobrażam sobie tego. To znaczy - wyobrażam. Ale nie chcę nawet komentować - odpowiada.
"Absolutnie nie wchodzi w grę"
Wątpliwości ma również ekspert w zakresie międzynarodowego prawa humanitarnego konfliktów zbrojnych, komandor Wiesław Goździewicz.
Nie wolno nam nie tylko stosować, ale nawet posiadać tzw. głupich min, detonowanych naciskowo, zbliżeniowo lub sejsmicznie z nastawami czułości na detonację spowodowaną wstrząsami pod ciężarem człowieka - mówi oficer w rozmowie z o2.pl.
Dodaje, że to "absolutnie nie wchodzi w grę". Ustawianie zapór przeciwminowych byłoby możliwe, ale tylko w przypadku min przeciwpiechotnych detonowanych zdalnie - operator musiałby widzieć, że zbliża się żołnierz, "a nie bogu ducha winna krowa czy sarna".
Pomysły tego typu plasowałyby nas na równi z Rosją lub Koreą Północną, bo nawet USA, które nie są stroną Traktatu Ottawskiego dostarczają Ukrainie miny Claymore w konfiguracji zgodnej z wymogami konwencji (detonowane zdalnie przez operatora) - podsumowuje.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl