– Polacy nie obawiają się, że wojna, która toczy się w Ukrainie, przeniesie się do naszego kraju. W ciągu dwóch lat poczucie bezpieczeństwa się poprawiło – pisze środowa "Rzeczpospolita". To wnioski, które płyną z najnowszego sondażu IBRIS na zlecenie "Rzeczpospolitej".
Wynika z niego, że 53,6 proc. Polaków nie obawia się, że wojna na terytorium Ukrainy, przeniesie się do Polski. Zaniepokojonych jest "jedynie" 27,3 proc. respondentów, a ponad 19 proc. nie ma zdania na ten temat. Dla porównania: w marcu 2022 r., a więc tuż po wybuchu wojny, tylko 45 proc. ankietowanych odpowiedziało, że nie obawia się potencjalnego zagrożenia.
– Sądzę, że nie należy przywiązywać wagi do sondaży – mówi nam gen. Roman Polko. Jego zdaniem "sondaże to gra na emocjach" i prowadzą nas "od skrajności do skrajności": od atmosfery paniki, strachu i obawy, że nie damy sobie rady, po triumfalizm i nadmierny optymizm, pozbawiony sensownej podstawy. Jak zaznacza nasz rozmówca, "przedstawienie problemu bezpieczeństwa i tego, co się dzieje, nie jest zero-jedynkowe".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Boimy się tego, czym zostaliśmy nastraszeni. Zagrożenia nie będzie wtedy, kiedy będziemy inwestować we własne bezpieczeństwo. Dobrze, jeśli ludzie czują się bezpieczniej, ale wolałbym, żeby to wynikało z rozumu, a nie z emocji. Z takiej edukacji, jaką realizują np. kraje skandynawskie, budując poczucie bezpieczeństwa własnych obywateli z rozsądnego działania i odpowiedzialności, a nie na zasadzie "jakoś to będzie" – podkreśla gen. Polko w rozmowie z o2.pl.
Jak dodaje, "coraz częściej politycy starają się manipulować opinią publiczną", a rzeczowa edukacja zastępowana jest różnego rodzaju hasłami.
Ekspert przypomina, że Europa przez kilkanaście lat realizowała zgubną politykę "Putin jest partnerem, a nie wrogiem" i to właśnie w czasie, gdy mieliśmy najwyższy poziom bezpieczeństwa, paradoksalnie "czyniliśmy największe głupoty". – Poczucie bezpieczeństwa potrafi być usypiające i wówczas jesteśmy jak ta gotująca się żaba – kwituje gen. Polko.
"Bądź przygotowany na najgorsze"
Jacek Santorski, psycholog biznesu z Akademii Psychologii Przywództwa, z dystansem podchodzi do informacji, że Polacy coraz mniej obawiają się potencjalnego zagrożenia ze strony Rosji. Przypomina o zjawisku, które w psychologii nazywa się "zaprzeczeniem" i – jak podkreśla w rozmowie z o2.pl – z jednej strony jest ono niepokojące, bo nie pozwala ludziom zachowywać się roztropnie, a z drugiej strony - "służy przetrwaniu, żeby nie zwariować".
– Gdy była pandemia, ludzie, którzy sprzeciwiali się nawet faktowi istnienia pandemii, byli nazywani denialistami. Nie chodzi o to, że problem mnie nie dotyczy. Jego w ogóle nie ma, został wyprodukowany przez polityków i farmaceutów, którzy chcą sprzedać szczepionki – wyjaśnia Jacek Santorski i zaznacza: – Można porównać to do denialistów zagrożenia wojennego.
– Nie chodzi o to, żeby ludzie się oszukiwali, że nic się nie stanie, tylko o to, że gdyby coś się stało, to mamy na to procedury, jesteśmy na to przygotowani tak, jak to tylko możliwe.
Żyj tak, jakby miało zdarzyć się najlepsze, i bądź przygotowany na najgorsze – pointuje nasz rozmówca.
"Ludzie przyzwyczaili się do wojny"
Zdaniem Henryka Domańskiego, socjologa z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, ludzie mniej się boją, ponieważ przyzwyczaili się już do toczącej się w Ukrainie wojny.
Największe zagrożenie jest wtedy, kiedy pojawia się coś nieoczekiwanego, a tym nieoczekiwanym były spadające bomby, zwłaszcza na miejscowości ukraińskie, które są blisko polskiej granicy. Natomiast w tej chwili to się opatrzyło, można by to tak nazwać. A po drugie ludzie są świadomi tego, że wojska NATO, zwłaszcza Stany Zjednoczone, nas obronią. Te potwierdzenia, że USA nie zrezygnują i nie ustąpią Putinowi, jeżeli chodzi o obronę Ukrainy, są czynnikiem wzmacniającym – przekonuje Henryk Domański w rozmowie z o2.pl.
Aneta Polak, dziennikarka o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.