Kennedy został postrzelony krótko po wygłoszeniu mowy celebrującej jego zwycięstwo w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej w Kalifornii. Polityk zmarł w szpitalu, dzień później.
Czytaj także: Krzysztof Jackowski miał wizję dotyczącą Euro 2020. Jasnowidz przewiduje tragiczne wydarzenia
Dramatyczne wydarzenie miało miejsce na oczach Polaka. Po latach pan Stanisław Pruszyński postanowił o wszystkim opowiedzieć.
W pewnym momencie on schodzi z tego podium, ja idę za nim, za tą grupą ludzi, którzy chcą wyjść z hotelu i nagle słyszę krzyk, młodzi ludzie rzucają się w moim kierunku. Ja idę naprzeciwko, bo myślę, że może jakiś ogień, chcę ludzi uspokoić. I widzę jak Kennedy leży, a facet z pistoletem mierzy w mój brzuch z prawej strony. Ja myślę sobie, że nie ucieknę nigdzie i odsunąłem się w tym momencie - przyznał w rozmowie z Onetem.
Czytaj także: Słowacy mają ubaw. Śmieją się z Polaków
Stanisław Pruszyński: Łudziliśmy się, że wszystko będzie okej
Po zamachu na Kennedy'ego wierzono w to, że lekarze utrzymają go przy życiu. Niestety, zmaterializował się najczarniejszy scenariusz.
Jak go wyprowadzili, to czekaliśmy na ambulans z 15 minut. To była sytuacja absolutnie nie do opisania. Łudziliśmy się wszyscy, że wszystko będzie okej, ale niestety… Prawie 24 godziny później Kennedy zmarł - dodał Pruszyński, który w tamtym okresie był dziennikarzem "Gazette Montreal".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.