Jak donosi RMF FM Stanisław Odbieżałek pobił rekord Guinnessa we freedivingu. Polak przepłynął pod lodem, na jednym wdechu, bez skafandra ponad 110 metrów. Mężczyzna do bicia rekordu przygotowywał się intensywnie przez niecałe cztery miesiące.
W tym całym stresie zapomniałem balastu na szyję, z którym zawsze pływam, musiałem korekty robić. Jak płynąłem, znosiło mnie ciągle na lewo, na prawo, ale opanowałem to wszystko i musiałem wyregulować puls - powiedział chwilę po wyjściu z przerębla dziennikarzowi RMF FM Stanisław Odbieżałek, który za rok planuje pobić dzisiejszy rekord.
- Po czterdziestu metrach skupiłem się bardziej w sobie, liczyłem uderzenia płetwy i koncentrowałem się na linie i później już poszło szybko - dodał.
Jest sukces i szczęście największe, bez tego stresu i nerwów, nad którymi trzeba zapanować najbardziej - mówił rekordzista.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przygotowania i taktyka
Co ciekawe, poprzedni rekord w tej kategorii również należał do Polaka. Mężczyzna jednak stwierdził, że nadszedł czas na podjęcie nowego wyzwania. Dzień przed ustanowieniem nowego rekordu opowiadał RMF FM o przygotowaniach i taktyce.
Aby poprawić swój rekord z poprzedniego roku, Polak musiał przepłynąć o cztery metry dłuższy dystans. W sobotę (2 marca), pod lodową pokrywą jeziora Mysutjernet na południu Norwegii, około stu kilometrów od Oslo, dokonał tego wyczynu.
Nie ma chętnych, więc muszę sam siebie pobijać. Do tego trzeba się jednak porządnie przygotować. To nie jest tak, że ktoś sobie tak postanowi, wykuje dziurę w lodzie i przepłynie. W taki sposób nie przepłynie, tylko zostanie w tej wodzie - mówił RMF FM Stanisław Odbieżałek.
- Trzeba tak zrobić, żeby tlen docierał do mózgu na tyle szybko, żeby nie dostać tzw. blackoutu pod wodą.(...) To, co ja robię, jest swego rodzaju misją, chcę pokazać, że to wszystko jest bezpieczne. Staram się wiedzieć, co robię i staram się wszystko mieć pod kontrolą. Owszem, zawsze z tyłu głowy mam taką myśl, że to jest tylko ludzki organizm, nie jestem rybą, ale staram się te granice sprawdzać - tłumaczył.
Jego zwycięstwo poprzedziły treningi w ekstremalnych warunkach. Pod okiem swojego przyjaciela i trenera pan Stanisław przygotowywał się od listopada. - To są treningi na przeponę, na płuca, na mięśnie, które są mi potrzebne do monopłetwy - wyjaśniał rekordzista w rozmowie z RMF FM.
"Miało to inaczej wyglądać"
Tegoroczna próba ma dla niego szczególne znaczenie. Przygotowania do niej przerwała bowiem rodzinna tragedia - śmierć mamy, która zawsze kibicowała swojemu synowi na drodze do kolejnych sukcesów.
Miało to inaczej wyglądać, miał być cały rok przygotowań. Miałem u siebie w Norwegii mamę, która tu zmarła. Trochę mi zajęło zanim się podniosłem. Mama zawsze się cieszyła z tych sukcesów, a ja lubiłem ją uszczęśliwiać. Żeby sobie to wszystko jakoś ułożyć i wytłumaczyć, stwierdziłem, że zrobię jej przyjemność, mimo że już jej nie ma i zakończę to, co zacząłem - powiedział Stanisław Odbieżałek.
Czytaj również: Zamówili miliony litrów paliwa. Rządzący będą jeździć i kopcić
Źródło: RMF FM
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.