Jak donosi "The Sun" wirus jest rzadkością, ale pozostaje niezwykle groźny. Najczęściej występuje na wschodzie USA. Stany wprowadzają godziny policyjne, by zapobiec epidemii. Aż 30 proc. zakażonych osób umiera, większość walczy z trwałymi uszkodzeniami mózgu. Tylko w 2024 roku odnotowano 16 nowych zakażeń wirusem.
Polak został ugryziony przez komara w 2019 roku w angielskim Colchester podczas prac w ogrodzie. Na wirusa nie ma lekarstwa, dlatego najlepiej unikać miejsc opanowanych przez komary. 49-letni Ryszard wyszedł z choroby nowotworowej, chorował też na cukrzycę.
Po ugryzieniu przez komara, najpierw zmagał się z silnymi bólami głowy, wymiotował żółcią. W końcu trafił do szpitala. Następnie doszło uszkodzenie mózgu, problemy z wątrobą i nerkami, ataki padaczki i częste przypadki zapalenia płuc. Przeszedł operację, przez dwa miesiące był w śpiączce.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rodzina dostała wiadomość, że mężczyzna ma uszkodzony mózg, jego stan jest poważny i mało prawdopodobne jest, by kiedykolwiek wrócił do zdrowia. Rodzina podjęła decyzję o przeniesieniu go do hospicjum, jednak mężczyzna nagle zaczął sam mówić. Żonie Małgorzacie i córce Amelii miał powiedzieć, że je kocha. Wcześniej często nie wiedział, gdzie się znajduje. Tuż przed śmiercią został też zakażony gronkowcem.
Czytaj więcej: Tragedia na Cyprze. Nie żyje młody Polak
Życie może zmienić się w mgnieniu oka. Właśnie tak było w naszym przypadku - powiedziała "New York Post" córka Ryszarda, 18-letnia Amelia. - Tuż przed śmiercią tata mówił, że jego dzień jest świetny, bo obudził się, oddycha na własną rękę - dodała.
Mężczyzna pochodził z Cieszyna, pracował jako certyfikowany asystent pielęgniarki. Jego pogrzeb ma się odbyć w piątek, 18 października w mieście New Britain w stanie Connecticut.