Czereśnie to owoc, który w ostatnim czasie wywołuje w Polsce ogromne kontrowersje. Zaczęło się od zdjęcia z targu, które obiegło sieć w maju. Na jednym ze straganów przy czerwonych owocach z pestką widniał napis: "260 zł/kg". Z tego powodu, czereśnie zostały okrzyknięte "towarem luksusowym".
Czytaj także: Kilogram czereśni za 260 zł. Ważne słowa eksperta
Jak uspokajał Janusz Piechociński, cena w tamtym okresie zależała od pochodzenia czereśni. "Przecież sprzedający te drogie czereśnie za ćwierć tysiąca złotych, nie wyhodowali ich pod folią czy w szklarni. Muszą być z importu" - mówił "Faktowi".
Czereśniowe absurdy wciąż trwają. Tym razem jedna z turystek powracająca z Turcji, postanowiła wwieźć do Polski trzy kilogramy "owocowego złota". Kraj Erdogana wyróżnia się na mapie świata pod względem inflacji, dlatego cena czereśni mogła skusić podróżniczkę do, nawet nieświadomego, "przemytu" owoców.
Kontrola, którą sprawujemy na co dzień wykazała, że pani przewozi czereśnie i z tego, co mi wiadomo, nie pierwszy raz i stąd skończyło się sankcjami - przekazał TVN24 Radosław Demczuk ze Służby Celno-Skarbowej w Gdańsku.
Kobieta została ukarana mandatem. Zapłaciła 300 złotych za złamanie unijnych przepisów. Z Turcji, a także innych krajów spoza Unii Europejskiej można przywieźć jedynie: ananasy, kokosy, duriany, banany oraz daktyle. "Wszystkie inne owoce muszą posiadać tak zwane świadectwo fitosanitarne" - podaje serwis.
Dlaczego nie można wwozić do Polski owoców spoza Unii Europejskiej? Chodzi o szkodliwe bakterie, wirusy, grzyby czy agrofagi. Zakazując przewozu wielu produktów, ogranicza się ich rozprzestrzenianie. Lokalne uprawy nie są bowiem odporne na "obce" bakterie. W wielu krajach panuje zupełnie inna flora bakteryjna, która może całkowicie uszkodzić rośliny lub zniszczyć plony.