Raphael Glucksmann stwierdził, że Stany Zjednoczone powinny zwrócić Statuę Wolności Francji. Powodem mają być działania Donalda Trumpa, który przeprowadza masowe zwolnienia, w tym naukowców. Francuz sugerował, że Amerykanie gardzą Statuą Wolności daną w prezencie, dlatego dobrze jej będzie w domu. Dodał, że Francja może przyjąć do siebie wybitnych naukowców, którzy teraz nie mają pracy.
Statua Wolności to symbol USA i Nowego Jorku, kojarzący się z tym miastem niczym Wieża Eiffla z Paryżem. Została podarowana Stanom Zjednoczonym przez Francję. Ma stanowić symbol przyjaźni i wspólnej walki o wolność.
Mierzy 46 metrów wysokości, pokryto ją miedzianymi płytami. W lewej ręce trzyma tablicę z datą amerykańskiej niepodległości - 4 lipca 1776 r. Została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1984 roku i jest również częścią Narodowej Służby Parków, co oznacza, że podlega ochronie federalnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na słowa francuskiego polityka zareagowała rzeczniczka Białego Domu, Karoline Leavitt. "Absolutnie nie" - miała wypalić w odpowiedzi na pytanie reportera, który dociekał, czy USA zwrócą Statuę Wolności Francji. Leavitt nazwała polityka anonimowym i nieznanym. Tymczasem Glucksmann jest liderem lewicowej partii, europosłem, który w 2024 w wyborach do PE zdobył najwięcej głosów w Paryżu.
Moja rada byłaby taka, aby przypomniał sobie, że to tylko dzięki USA Francuzi nie mówią teraz po niemiecku. Powinni być wdzięczni naszemu wspaniałemu krajowi - cytuje Metro rzeczniczkę Białego Domu.
Jak zauważa "Metro", wypowiedź Leavitt wywołała spore kontrowersje. Przypomina, że USA mogłyby nie istnieć, gdyby nie francuska broń użyta w walce o niepodległość.