Siostra Teresa Roszkowska, polska salezjanka, była uwięziona na terenie swojej placówki misyjnej w Chartumie, w samym sercu walk i grabieży, które ogarnęły miasto. Była odcięta od świata przez 16 miesięcy. Ewakuacja s. Teresy miała miejsce 5 sierpnia. Misjonarka podzieliła się swoją historią podczas wizyty w Rzymie, o czym informuje "Vatican News".
"Przetrwaliśmy dzięki żywności, którą regularnie dostarczało wojsko" – mówi misjonarka, która razem z innymi członkami wspólnoty, w tym księdzem salezjaninem, została ewakuowana z Sudanu. Kraj od 15 kwietnia 2023 roku jest pogrążony w brutalnej wojnie domowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Krwawa wojna domowa w Sudanie
Siostra Teresa opisuje wybuch wojny jako całkowite zaskoczenie, podkreślając, że sytuacja szybko wymknęła się spod kontroli. - Niestety, niektóre z naszych dzieci zginęły, inne zostały ranne. Walki sparaliżowały codzienne życie – mówi w rozmowie z misyjną agencją Fides.
Czytaj także: Byliśmy w Lidlu na Malcie. Spójrzcie na ceny masła
Siostra wspomina, że ich misja stała się azylem dla rodzin uciekających przed przemocą. "Mieliśmy zapas jedzenia dla uczniów: fasolę, soczewicę, ryż, więc udało nam się nakarmić każdego, kto do nas trafił, niezależnie od religii" – opowiada siostra Teresa. Wiele dzieci zostawało z nimi dniami i nocami, a misjonarze organizowali dla nich wspólne lekcje. Wiek dzieci nie przekraczał 15 lat, najmłodsze miało zaledwie pięć dni.
Od maja 2023 r. nie było już prądu, ale misjonarka podkreśla, że miejsce było dobrze chronione przez wojsko, a paramilitarne bojówki nigdy nie weszły na jej teren. "W innych częściach Chartumu niszczyli kościoły, rabowali mienie – zabierali samochody, laptopy, lekarstwa, a duże posągi Matki Bożej i Jezusa były niszczone w poszukiwaniu pieniędzy i złota" – relacjonuje salezjanka.
Została ewakuowana z Sudanu
Siostra Teresa opowiada, że kiedy sytuacja na misji zaczęła się coraz bardziej pogarszać, przełożeni zakonni zaczęli naciskać na ewakuację, jednak była ona niemożliwa do zrealizowania. "Drogi były zablokowane przez rebeliantów. Byliśmy bezpieczni na misji i zakomunikowaliśmy, że nie ruszymy się, dopóki nasi ludzie nie zostaną ewakuowani razem z nami. Zgodzili się na to" – opowiada zakonnica.
Po dwóch nieudanych próbach udało się w końcu przeprowadzić ewakuację. - Módlmy się nadal za Sudan, aby ta bezsensowna i tragiczna wojna dobiegła końca i aby Bóg obdarzył cały naród darem trwałego pokoju - dodała.