W niedzielę 15 kwietnia w nocy Agnieszka Krzysztofowicz została zaatakowana w wynajmowanym mieszkaniu niedaleko miasta Ubud na indonezyjskiej wyspie Bali. Postawny, dwumetrowy mężczyzna chwycił ją za szyję, uderzył jej głową w drzwi, powalił na ziemię i zaczął bić. W tym czasie drugi mężczyzna wyniósł z sypialni krzyczącego, 15-miesięcznego Andrzejka, Andrew Larmoura. Współlokatorka kobiety została zaatakowana gazem pieprzowym. Krzysztofowicz nie ma wątpliwości co się stało. Jak poinformowała indonezyjską policję, porywaczem jest jej były partner i ojciec chłopca, Alistair Larmour, 41-letni Australijczyk.
W internecie Alistair Larmour przedstawia się jako nauczyciel medytacji i przewodnik duchowy, którego życie ukształtowała "bitwa ze schizofrenią i alkoholizmem". Na swojej stronie internetowej otwarcie przyznaje, że nie poddawał się leczeniu, gdyż nie wierzył lekarzom. – Miałem wiele szans [życiowych] i wszystkie zniszczyłem na rzecz narkotyków i alkoholu – przyznaje po czym chwali się 10-letnim okresem trzeźwości.
Ślady pobicia na szyi Agnieszki Krzysztofowicz
Romans przerodził się w koszmar
Bali miało być idealnym miejscem pracy dla 33-letniej obecnie Krzysztofowicz zajmującej się organizacją działalności firm. Trzy latam temu przeniosła się do Indonezji z Warszawy, żeby pomagać firmom prowadzić biznesy na Dalekim Wschodzie. Na Bali poznała wysokiego, uroczego Australijczyka. Szybko okazało się, że Polka jest w ciąży.
- Jeszcze przed urodzeniem dziecka obawiałam się, że z tego związku nic nie będzie – mówi Wirtualnej Polsce Agnieszka Krzysztofowicz. – Zastanawiałam się czy z nim nie zerwać, ale dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Uparłam się zbudować dom i rodzinę. Przemoc zaczęła się, gdy byłam w 7 miesiącu ciąży. Alistair wpadł w szał, rozbijał meble. Mnie wtedy nie uderzył. Pohamował się - wspomina.
Andrew Larmour urodził się w pierwszych dniach stycznia 2017 r. Wcześniej Agnieszka i Alistair przeprowadzili się do nowego mieszkania, które Polka utrzymywała i nadal w nim mieszka.
– Chciałam, żeby syn miał międzynarodowe imię, stąd w polskim paszporcie widnieje imię Andrew, ale mówię do niego Andrzej, Andrzejek – opowiada Krzysztofowicz i dodaje, że ojciec praktycznie się nim nie zajmował, a jeżeli zostawał z dzieckiem, to źle się to kończyło. – Jednego dnia wróciłam do domu lecz Alistair’a tam nie było. Tylko Andrzejek zamknięty w pokoju krzyczał wniebogłosy. Innym razem znalazłam 3-miesięcznego synka z poduszką na twarzy – mówi Polka.
Po rozstaniu Larmour nie pomagał w utrzymaniu dziecka. Nie posiada żadnego stałego adresu, nie płaci podatków więc nie można wyegzekwować alimentów nawet za pośrednictwem władz australijskich.
Spór o opiekę nad dzieckiem
Ojciec wykradł jednak paszport syna. Zapewne bał się, że matka wróci z dzieckiem do Polski. Poważnie to rozważała. Nie przeszkadzało mu przy tym, że po roku dokument utracił ważność, a bez niego nie może dostać nowej wizy, co grozi deportacją z Indonezji.
W odpowiedzi na zarzuty o utrudnianie ojcu kontaktów z dzieckiem Krzysztofowicz odpowiedziała, że Australijczyk może odwiedzać małego Andrzejka w towarzystwie miejscowego policjanta. Larmour z tej możliwości nie skorzystał. Przedstawiał natomiast niedorzeczne pomysły, aby syn 2 lata mieszkał z jednym rodzicem, a później 2 lata z drugim. Później miał to być tydzień z ojcem i tydzień z matką.
Kobieta spotkała się z ojcem Andrzejka w kawiarni w nadziei na porozumienie i rozwiązanie problemu. Skończyło się awanturą. Rosły mężczyzna rzucił się na Agnieszkę. Pomogli jej obcy ludzie. Odciągać go musiało trzech mężczyzn. Napaść zgłosiła na policję, która jednak sprawę zbagatelizowała twierdząc, że była to zaledwie sprzeczka rodzinna.
Krzysztofowicz założyła przeciwko Larmourowi sprawę o ograniczenie praw rodzicielskich w sądzie w Warszawie. Sprawa nadal się toczy, a sąd dopiero niedawno zwrócił się do władz w Jakarcie i przesłał pytania w celu przesłuchania kobiety. W oparciu o dokumenty sądowe z Warszawy polski konsul w Indonezji zgodził się wydać dziecku drugi paszport bez podpisu ojca.
Kilka godzin po uprowadzeniu dziecka Krzysztofowicz zaapelowała o pomoc
Policji z niczym się nie spieszy
Alistair Larmour najwyraźniej postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Krzysztofowicz uważa, że ojciec nie jest w stanie samodzielnie opiekować się dzieckiem. Boi się także, że wywiezie syna z Indonezji. Porwanie zgłosiła na policję, która jednak działa bardzo opieszale uważając, że uprowadzenie dziecka przez ojca nie jest porwaniem. Funkcjonariusze zajęli się sprawą wyłącznie z powodu pobicia.
- To jest społeczeństwo plemienne. Policja nic nie zrobi z własnej woli – uważa Krzysztofowicz. – Dlatego proszę o pomoc każdego, kto może pomóc wywrzeć presję na władze i zmusić je do działania.
Kobieta zwróciła się o pomoc do polskiej ambasady w Jakarcie. Konsul Michał Węglarz 18 kwietnia napisał uprzejmy list do policji na Bali apelując o zwrócenie uwagi i przekazanie danych paszportowych Alistair’a i Andrew Larmour do służb granicznych w celu uniemożliwienia im wyjazdu z Indonezji.
- Cały czas jestem w szoku, bo zabrano mi moje 15-miesięczne dziecko. Nie wiem co się z nim dzieje. Nie mogę spać – mówi Agnieszka Krzysztofowicz i dodaje, że kontaktowała się z mediami indonezyjskimi i australijskimi oraz korzysta z mediów społecznościowych, w nadziei, że to pomoże jej odzyskać synka.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl