Sprawę pani Ewy (imię zmienione) przybliżyło TOK FM. Kobieta przed laty poślubiła mężczyznę, z którym doczekała się czwórki dzieci. Jak powiedziała w rozmowie z reporterami radia, nie była w tym związku szczęśliwa.
On uznawał tylko skromne, oszczędne życie: małżeństwo, dzieci, bez brania odpowiedzialności za przyszłość rodziny. Wszystko dość schematyczne i nudne, na jego warunkach. Miałam stany depresyjne i myśli o tym, by ze sobą skończyć. Nie chciałam tak żyć — wyznała na antenie TOK FM.
Były mąż odebrał jej dziecko
Życie pani Ewy nabrało kolorów, gdy poznała kobietę, w której się zakochała. Jak mówi, poczuła wtedy "wspólnotę dusz". Jej mężowi nie spodobała się wizja rozstania. Początkowo próbował namówić partnerkę do zmiany zdania, później zaczął grozić, że ją zniszczy. Kobieta została przy swoim.
Dzieci zostały przy pani Ewie, ale po dwóch latach od rozwodu mężczyzna rozpoczął sądową walkę o dzieci. Kobieta wspomina, że były mąż nazywał ją "nienormalną" i "zboczoną". Krytykował jej związek z kobietą i nastawiał dzieci przeciwko matce.
10-letnia batalia
Najstarsza córka sama zdecydowała, że zamieszka z ojcem. O losie kolejnych zdecydował sąd. Najmłodszy syn chciał zostać z mamą, z którą był bardzo związany, co potwierdziły badania w ośrodku diagnostycznym. Ojciec jednak, mając wyrok sądu, zabrał dziecko z pomocą kuratora. Jak relacjonowała kobieta na antenie TOK FM, sądy były po jego stronie.
Sądy odebrały mi prawo do bycia mamą. Nie wyobrażałam sobie, że przez to, że człowiek chce być sobą, może się rozpętać takie piekło. Nie wyobrażałam sobie, że ktoś uzna, że nie mogę być dobrą matką tylko dlatego, że kocham kobietę - powiedziała rozmówczyni TOK FM.
Procesy w polskich sądach trwały ponad 3 lata, a oczekiwanie na rozpoznanie skargi przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu 11 lat. W końcu pani Ewa się doczekała.
Europejski Trybunał Praw Człowieka: doszło do dyskryminacji
Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że sądy dopuściły wobec pani Ewy dyskryminacji. Za doznane krzywdy kobieta ma otrzymać 10 tys. euro tytułem zadośćuczynienia.
Czytaj także: Siostrzeniec Morawieckiego: "Myślałem, że LGBT to sekta"
Trybunał zauważył, że podczas postępowań sądowych sprawa skupiała się wokół orientacji seksualnej matki i jej związku z kobietą. Według trybunału to właśnie było głównym powodem nieprzyznawania jej praw do najmłodszego dziecka.
W swoim uzasadnieniu podzielił wszystkie kluczowe argumenty, na które zwracaliśmy uwagę. Przede wszystkim to, że przez całość postępowania - gdy powódka walczyła o prawo do opieki nad najmłodszym dzieckiem - dla sądów najważniejsze było to, jaka jest jej orientacja seksualna i to, że pozostaje w bliskiej relacji z kobietą. Trybunał nie miał wątpliwości, że należy to uznać za dyskryminację motywowaną orientacją seksualną - wyjaśniła mec. Karolina Kędziora z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.